Nie Moskwa, nie Kreml i nie propaganda Putina zrobiły w ostatnich dniach więcej szkody relacjom polsko-ukraińskim, niż jeden człowiek w randze ambasadora. Były europoseł, Ryszard Czarnecki, bez ogródek pisze o kłamstwach, manipulacji i świadomym podgrzewaniu emocji przez dyplomatę, który zamiast gasić pożar – dolewa benzyny. Efekt? Woda na młyn Rosji i stracona szansa na odbudowę zaufania między Warszawą a Kijowem.
Dziś prosto z mostu. Bo czas w końcu nazwać rzeczy po imieniu. Co za dużo bowiem – to i cierpliwi z natury Polacy nie zdzierżą.
Przyjazd prezydenta Ukrainy do Polski i spotkanie z prezydentem Rzeczypospolitej dawały nadzieję, a choćby nawet cień nadziei, na odmrożenie stosunków Warszawy i Kijowa, które w ostatnich kilkunastu miesiącach przechodziły swoistą epokę polodowcową. Rozmowy z naszej – przynajmniej prezydenckiej – strony były twarde, ale pokazały światełko w tym wschodnioeuropejskim tunelu.
Nie pierwszy to dyplomata z Ukrainy, który zachowuje się zupełnie niedyplomatycznie. Kijów musiał już odwołać ambasadora w Berlinie, który również głównie atakował kraj, w którym pełnił misję
Jednak nie zdążył jeszcze opaść przysłowiowy kurz po tej peregrynacji do polskiej stolicy, a już nadzieję na przełamanie szlag trafił. A to za przyczyną niezawodnego w sytuacjach, gdy trzeba coś zepsuć, ambasadora Ukrainy w Polsce – Wasyla Bodnara (nazwisko u nas znane i też jakby nie nazbyt fortunne).
Jego Ekscelencja uznał, że należy spektakularnie znaleźć i nagłośnić coś, co dałoby się pokazać jako przykład rzekomej nietolerancji Polaków. Lepsze to dla niego – jak widać – niż tłumaczyć się w mediach z gigantycznej korupcji na Ukrainie, składania hołdów ludobójcom z UPA (przypomnę, że Sejm RP uznał wymordowanie podczas II wojny światowej – prawdopodobnie ponad 100 tysięcy Polaków na Wołyniu i nie tylko – przez ukraińskich szowinistów za ludobójstwo) czy atakowania Polski przez ukraińskich polityków na forum międzynarodowym, łącznie z Zełenskim w ONZ, oraz w mediach.
Nie zdążył jeszcze opaść przysłowiowy kurz po tej peregrynacji do polskiej stolicy, a już nadzieję na przełamanie szlag trafił. A to za przyczyną niezawodnego w sytuacjach, gdy trzeba coś zepsuć, ambasadora Ukrainy w Polsce
Zamiast dziękować za pomoc udzielaną Ukrainie przez Polskę i zwykłych Polaków w ostatnich niemal czterech latach oraz przepraszać za wielokrotne wyrazy swoistej czarnej niewdzięczności, ambasador Bodnar uznał, że trzeba odwrócić uwagę od win i złych zachowań Ukraińców (także teraz w Polsce) i dokonać klasycznej „ucieczki do przodu”. Słowem – odwrócić narrację. Tak, aby to Polaków, a nie Ukraińców, przedstawić jako winowajców.
Jego Ekscelencja uznał, że należy spektakularnie znaleźć i nagłośnić coś, co dałoby się pokazać jako przykład rzekomej nietolerancji Polaków. Lepsze to dla niego – jak widać – niż tłumaczyć się w mediach z gigantycznej korupcji na Ukrainie
Dyplomata Wasyl wybrał więc fakt złego potraktowania ukraińskiej uczennicy przez rówieśników w Warszawie jako rzekomy przejaw… zachowań ksenofobicznych. Tymczasem prawnik rodziców dziewczyny – znany z występów telewizyjnych, zresztą z tytułem doktora – natychmiast tę narrację zdemontował, podkreślając, że nie ma w tym przypadku mowy o ksenofobii i że na pewno nie podlega on takiej kwalifikacji.
I co na to pan „niedyplomatyczny dyplomata”? Wycofał się? Przeprosił? A skąd! Nabrał wody w usta. Zamilkł. Udawał, że nie zauważył, iż jego wersja została całkowicie podważona przez doświadczonego prawnika, który 15-latce i jej rodzicom przyszedł z pomocą. Bodnar skłamał, a gdy kłamstwo wyszło na jaw, udał, że nic nie mówił – choć wiele mediów powtórzyło jego wersję i mleko niesłusznego oskarżenia już się wylało. I chyba właśnie o to panu Wasylowi chodziło.
I co na to pan „niedyplomatyczny dyplomata”? Nabrał wody w usta. Bodnar skłamał, a gdy kłamstwo wyszło na jaw, udał, że nic nie mówił
Wyraźnie widać, że ukraińskiemu dyplomacie nie chodziło wcale o uspokajanie nastrojów, rozbrajanie napięć czy zbliżanie do siebie dwóch sąsiednich narodów. Wręcz przeciwnie – chodziło o dolanie oliwy do ognia, nakręcenie atmosfery wzajemnych żalów, pretensji, a nawet wrogości. Czyli ukraiński dyplomata robi dokładnie odwrotnie niż to, co dyplomata – zwłaszcza w randze ambasadora – robić powinien. Chyba że właśnie takie polecenie: dodawania do pieca wzajemnych urazów, otrzymał. Tylko po co? I czy leży to w interesie coraz bardziej osamotnionej Ukrainy? Na pewno nie.
Nie pierwszy to dyplomata z Ukrainy, który zachowuje się zupełnie niedyplomatycznie. Kijów musiał już odwołać ambasadora w Berlinie, który również głównie atakował kraj, w którym pełnił misję – choć w nagrodę został… wiceministrem spraw zagranicznych. To samo spotkało ukraińskiego ambasadora w Kazachstanie.
Nie wiem, w co gra Kijów, mając takich reprezentantów w kluczowych dla Ukrainy krajach – a Polska i Niemcy do nich należą. Wiem natomiast, że takie wypowiedzi ambasadora Wasyla Bodnara fatalnie wpływają na stosunki między naszymi narodami. I psują reputację jego kraju, i tak przecież już nadszarpniętą z różnych powodów.
No i przede wszystkim – z takich działań, z wypowiedzi ukraińskiego ambasadora w Polsce, w oczywisty sposób cieszy się Rosja. Bo jeśli ktoś konfliktuje nasze dwa narody, to jest to najpiękniejszy prezent dla Putina.
Ryszard Czarnecki
Ryszard Czarnecki – były wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, publicysta, komentator spraw międzynarodowych. Jeden z najbardziej doświadczonych polskich europosłów, związany z prawicą i aktywny obserwator sceny geopolitycznej.

