Strasburg w świątecznej scenerii i europarlament w roli, która coraz częściej budzi niepokój zamiast dumy. Ryszard Czarnecki, były europoseł i ekspert ds. międzynarodowych bez złudzeń zagląda za kulisy ostatniej sesji Parlamentu Europejskiego: od symbolicznych nagród i politycznych paradoksów, po miliardy dla Ukrainy i „wspólną obronność”, która w praktyce służy najsilniejszym.
Ostatni raz w tym roku byłem na sesji Parlamentu Europejskiego. Oto garść – raczej smutnych – refleksji. Zacznę jednak miło i pozytywnie. Oto dzieci w Strasburgu zachwycają się pluszowymi misiami umocowanymi na kamienicach w centrum miasta, opodal katedry, przy największym w Europie Christmas Market.
Czy wyborcy ponad 700 eurodeputowanych mogą zachwycić się tym, co ich wybrańcy robią we francuskiej siedzibie Parlamentu Europejskiego, w stolicy Alzacji? Można to spuentować dylematem księcia duńskiego Hamleta, stworzonego przez angielskiego pisarza, którego nazwisko w spolonizowanej wersji brzmi „Szekspir”: „oto jest pytanie”.
Na ostatniej w tym roku sesji europarlamentu w Strasburgu najbardziej poruszającym momentem było wystąpienie naszej rodaczki, Jany Poczobut, która odebrała Nagrodę Sacharowa w imieniu swojego ojca Andrzeja, od lat przetrzymywanego w białoruskim więzieniu. Nagrodzenie polskiego opozycjonisty w kraju naszego wschodniego sąsiada, a przez lata aktywnego działacza mniejszości polskiej, jest niewątpliwie sukcesem europosłów polskiej prawicy, którzy wyszli z taką inicjatywą i sprawę „dowieźli” do końca.
Szkoda tylko, że Poczobut musiał prestiżową nagrodę podzielić z mało znaną działaczką gruzińską, która uzyskała specyficzną sławę z powodu… uderzenia policjanta podczas demonstracji. Władysław Frasyniuk „tylko” policjanta w Polsce zbluzgał, więc został oczywiście uniewinniony, ale międzynarodowego wyróżnienia nie dostąpił. Oby z gruzińską aktywistką nie było tak, jak z białoruskim młodym „opozycjonistą”, który po paru latach okazał się agentem służb Łukaszenki.
„Nagrodzenie polskiego opozycjonisty w kraju naszego wschodniego sąsiada, a przez lata aktywnego działacza mniejszości polskiej, jest niewątpliwie sukcesem europosłów polskiej prawicy”
Jednak nie tylko tym żył Parlament Europejski w alzackiej stolicy. Przegłosowano choćby tzw. „pożyczkę reparacyjną” dla Ukrainy. Cóż, oby nie padła ona łupem skorumpowanych polityków i urzędników w Kijowie.
Debatowano też o „gotowości obronnej” Unii Europejskiej. Może warto przełożyć to pojęcie z tzw. eurospeaku, czyli unijnej euro-mowy, na ludzki język. Oto Niemcy, ale też Francja, chcą na ruszcie „wspólnej polityki obronnej UE” upiec interesy swojego przemysłu obronnego. Europejski podatnik, także ten polski, ma złożyć się na zamówienia, które trafią do Berlina i Paryża.
„Przegłosowano choćby tzw. „pożyczkę reparacyjną” dla Ukrainy. Cóż, oby nie padła ona łupem skorumpowanych polityków i urzędników w Kijowie”
Na tym w praktyce, a nie w teorii euroentuzjastów, polega codzienność Unii: mniejsi mają utrzymywać większych, gdy ci znajdą się w tarapatach gospodarczych. Trawestując słowa rosyjskiego cara Aleksandra II Romanowa do Polaków: „żadnych złudzeń, drodzy czytelnicy”. Chyba że części naszych kochanych rodaków zależy, aby dalej tkwić w otchłani złudzeń. Skoro tak, to nie przekonają ich żadne twarde fakty.
Ryszard Czarnecki
Ryszard Czarnecki – były wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, publicysta, komentator spraw międzynarodowych. Jeden z najbardziej doświadczonych polskich europosłów, związany z prawicą i aktywny obserwator sceny geopolitycznej.

