Rząd Donalda Tuska nie tylko otwiera granice dla nielegalnych migrantów, ale coraz śmielej wprowadza ich do instytucji, które powinny chronić polskie dzieci. Umieszczanie młodocianych cudzoziemców bez tożsamości i przeszłości w domach dziecka to świadoma polityka, która podważa bezpieczeństwo najmłodszych, destabilizuje system opieki i budzi głęboki sprzeciw społeczny. Sprawa ze Skierniewic nie jest wyjątkiem. To raczej zapowiedź nowej, niebezpiecznej „normalności”.
Skierniewicki sygnał alarmowy
Placówka Opiekuńczo-Wychowawcza „Dom” w Skierniewicach przyjęła trzech nielegalnych migrantów: dwóch nastolatków z Gwinei i jednego z Iranu. Dwóch nie miało przy sobie żadnych dokumentów. Zostali oni umieszczeni razem z innymi dziećmi, mimo iż nie była znana ich tożsamość, pochodzenie czy wreszcie zdrowie, w tym psychiczne.
Władze miasta, rządzone przez przez związanego z lewicą i PO prezydentem Krzysztofem Jażdżykiem, nie widzą w tym nic złego.
Przekazanie odbyło się w zgodzie zobowiązującymi przepisami i procedurami. W chwili przyjęcia tych osób, ośrodek dysponował wolnymi miejscami interwencyjnymi, które widniały w ogólnopolskim systemie jako dostępne do wykorzystania
– relacjonuje rzecznik miasta Przemysław Rybicki:
Jednocześnie dodaje, że migranci zostali przyjęci i umieszczeni w specjalnym pokoju.
Wychowankowie zostali umieszczeni w zaadaptowanym pokoju odwiedzin. Zachowanie wychowanków nie wzbudzało żadnego niepokoju
– dodał.
To jednak narracja oficjalna i urzędowa. W rzeczywistości, sprawa wywołała wśród mieszkańców szok i niepokój. Jak się okazało, migranci kilka dni uciekli z placówki i nie wiadomo było gdzie przebywali. To budzi uzasadnione obawy o bezpieczeństwo w tego typu sytuacjach. Rzecznik skierniewickiego urzędu tłumaczy, że wszystko było pod kontrolą.
Ci nieletni cudzoziemcy, uciekli z placówki w nocy z poniedziałku na wtorek. O zdarzeniu natychmiast poinformowaliśmy właściwe służby
– wyjaśnia Rybicki.
Symbole upadku kontroli
Dwóch z chłopców odnaleziono kilkaset kilometrów dalej, w przygranicznych Słubicach. Trzeci, 17-latek z Iranu, do dziś pozostaje nieuchwytny i nie wiadomo, gdzie przebywa.
Nie wiemy, jak oni się zdążyli tak szybko tam przemieścić, tym bardziej nie mając kontaktów, nie mając samochodu. To jest bardzo zastanawiające
– mówił w telewizji wPolsce24.pl Michał Murgrabia z Komitetu STOP CIC.
Oznacza to, że młodociani cudzoziemcy bez dokumentów potrafią bez trudu przemieszczać się po kraju, mimo rzekomego nadzoru. To oznacza, że w całej procedurze dotyczącej migrantów panuje ogromny chaos.
Migranci i ich interesy, ponad polskimi dziećmi
Do sprawy na platformie X odniósł się poseł Konfederacji Krzysztof Mulawa.
To nie były odosobnione przypadki. W ostatnim czasie 37 innych nielegalnych, młodocianych migrantów trafiło do różnych domów dziecka w całej Polsce
stwierdził polityk. Jednocześnie zaapelował do premiera Donalda Tuska, aby ten nie bawił się losem polskich dzieci, a jeżeli musi realizować jakieś zobowiązania migracyjne wobec Niemiec, to niech tego typu gości zaprasza, ale do własnego domu, a nie do domów dziecka.
Panie Tusk, proszę nie narażać na niebezpieczeństwo polskie dzieci. Jeżeli chce pan zaprosić nielegalnych migrantów, to niech pan zaprosi do swojego domu, a nie polskich domów dziecka
– skonstatował Mulawa.
Słowa te rezonują w społeczeństwie coraz głośniej, bo polityka rządu, wspierająca migrantów kosztem interesów dzieci, staje się realnym zagrożeniem.
Zero wiedzy, maksimum zaufania
Co najbardziej niepokoi w tej konkretnej sytuacji? Brak jakiejkolwiek wiedzy o tożsamości i przeszłości przyjętych cudzoziemców. Więcej, na miejsce ich przetrzymywania wybrano miejsce, które powinno być oazą bezpieczeństwa dla dzieci.
Nie znamy ich historii. Nie wiemy, co robili wcześniej, czy popełniali jakieś przestępstwa. Nie wiemy, gdzie jest jeden z nich i de facto gdzie zostanie znaleziony albo czy czegoś po drodze nie zmajstruje
– komentuje Murgrabia.
Domy dziecka, to wyjątkowe placówki, a mieszkające w nich dzieci nie powinny być traktowane gorzej, bo w większości i tak przeżywają traumę trudnego dzieciństwa. Umieszczanie tam migrantów, być może niebezpiecznych, tylko dlatego, by sprawa nie ujrzała światła dziennego, budzi głęboki niesmak. Nie wygląda to na przysłowiową wpadkę, ale świadomy wybór, co wystawia złe świadectwo nie tylko władzom Skierniewic, ale też polskim służbom.
To już nie błąd. To strategia rządu Tuska
Całą sprawę skomentował wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak.
Wykorzystywanie polskich domów dziecka do zakwaterowywania imigrantów to praktyka, która nie powinna mieć miejsca
– powiedział.
Te słowa są ważne. Pokazują, że mamy do czynienia nie z wypadkiem przy pracy, lecz z trwałą tendencją, która może się pogłębiać. Władza centralna ceduje odpowiedzialność na instytucje lokalne, a te muszą brać udział w polityce, której nie stworzyły. Inna sprawa, że prezydent Skierniewic szczególnie mocno nie protestował.