Amerykański plan pokojowy dla Ukrainy to nie szansa na pokój, lecz dokument spełniający zasadnicze żądania Kremla. Dla Ukrainy – słabej, zmęczonej, przeżartej korupcją, może to być ostatni moment realnego wyboru. Dla Polski, to bez wątpienia chwila próby: możemy umocnić swoją pozycję albo znaleźć się na marginesie nowego ładu bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej.
Kapitulacja w 28 punktach
Forsowany przez ludzi Donalda Trumpa 28-punktowy plan pokojowy ma zakończyć wojnę rosyjsko-ukraińską „na warunkach możliwych do zaakceptowania dla wszystkich stron”. W praktyce oznacza to jednak spełnienie zasadniczych celów Kremla: formalne uznanie aneksji Krymu i części Donbasu, rezygnację Ukrainy z członkostwa w NATO, demilitaryzację, amnestię dla rosyjskich zbrodniarzy oraz zniesienie sankcji. Wszystko to uzupełnia obietnica powrotu do „business as usual” w relacjach USA–Rosja.
Choć dokument zawiera kilka zapisów pozornie korzystnych dla Ukrainy – jak członkostwo w UE czy zwrot deportowanych dzieci, jego całościowy charakter to kapitulacja ubrana w język kompromisu. Nawet sposób powstania dokumentu budzi kontrowersje. Jak donosi „The Economist„, analiza językowa sugeruje, że plan mógł powstać… po rosyjsku.
Ukraina: zmęczenie, korupcja, brak alternatywy
Zełenski znalazł się w matni. Społeczeństwo ma dość wojny, armia traci siły, a Zachód cierpliwość. Na dodatek najbliższe otoczenie prezydenta pogrążone jest w aferze korupcyjnej, co skutecznie osłabia pozycję Ukrainy w oczach sojuszników.
Choć Zełenski oficjalnie odrzuca kapitulacyjne warunki, jego zdolność manewru słabnie. Bez wsparcia USA Ukraina nie utrzyma się militarnie ani finansowo. Z kolei europejscy liderzy, choć deklarują solidarność, w rzeczywistości coraz częściej traktują Ukrainę jako kartę przetargową w wewnętrznych rozgrywkach politycznych. Europa Zachodnia, zmęczona wojną i jej kosztami, nie ma apetytu na kontynuację konfliktu.
Europa: moralne frazy, pragmatyczna cisza
Unijni liderzy publicznie dystansują się od planu Trumpa, ale za kulisami rośnie presja, by „coś podpisać”. W Brukseli i Berlinie coraz wyraźniej widać chęć zamrożenia konfliktu, byle tylko ustabilizować sytuację gospodarczą i społeczną w regionie.
Dla wielu przywódców wojna stała się wygodnym narzędziem: straszak na potrzeby federalizacji Unii, powód do zwiększenia kompetencji Brukseli, uzasadnienie dla wyjątkowych środków i unijnych programów zbrojeniowych. Szybki pokój nie jest w ich interesie, ale też nie mają zamiaru ponosić realnych kosztów dalszego wspierania Ukrainy.
Polska: dużo ryzyka, mało wpływu
Choć Polska była jednym z najważniejszych sojuszników Kijowa i państwem frontowym, nie została zaproszona do negocjacji planu pokojowego. Warszawa znalazła się, delikatnie mówiąc, w drugim kręgu konsultacji. Nie uczestniczymy w rozmowach USA-Rosja-Ukraina, nie jesteśmy też wśród twórców europejskiej kontrpropozycji.
To gorzki bilans niemal czterech lat polityki zagranicznej, tak rządu Morawieckiego, jak i teraz Tuska. Mimo ogromnych nakładów, solidarności z Ukrainą i strategicznego położenia, Polska nie wypracowała sobie realnej pozycji decyzyjnej. Prezydent Karol Nawrocki jest pomijany w konsultacjach dotyczących „planu pokojowego”, a Donald Tusk i Radosław Sikorski – zamiast prowadzić ofensywną dyplomację – skupiają się na rozgrywkach z Pałacem Prezydenckim. Premier i szef MSZ usiłują sprawiać wrażenie zaangażowanych, zabiegając o udział w rozmowach głównie po to, by budować medialne wrażenie wpływu, nie zaś realnie współdecydować. W istocie nie chodzi o politykę zagraniczną, lecz o osłabienie polityczne prezydenta na potrzeby krajowej gry wizerunkowej.
Jedność wewnętrzna: atut, który trzeba wykorzystać
Na tle rozczarowującej pozycji międzynarodowej widać jeden jasny punkt: w Polsce panuje wyjątkowa jedność co do strategicznego kierunku polityki wobec Ukrainy i Rosji. Prezydent, premier i większość sił parlamentarnych są zgodne: nie ma zgody na pokój, który legitymizuje agresję. To konsensus, który – jeśli zostanie właściwie wykorzystany – może być punktem wyjścia do odbudowy wpływów Polski w regionie.
Czas decyzji: albo awans, albo marginalizacja
Plan Trumpa i negocjacje wokół niego to nie tylko sprawa Ukrainy. To próba generalna dla przyszłego ładu w Europie Środkowo-Wschodniej. Jeśli Polska będzie bierna, może zostać zepchnięta do roli peryferyjnego obserwatora nowego porządku. Jeśli jednak sprostamy zadaniu i będziemy się aktywnie upomnieć o własny głos, możemy wyjść z tej sytuacji silniejsi niż wcześniej.
Ten moment to test: naszej dojrzałości, odwagi i zdolności do samodzielnego myślenia o polskim interesie. Test, którego nie możemy przegrać. Ale, przecież wiadomo… mądry Polak po szkodzie.
Tomasz Marzec

