Sprawa Ilarii Salis, aktywistki Antify oskarżonej o brutalny atak w Budapeszcie, stała się symbolem podwójnych standardów w Unii Europejskiej. Europosłowie gotowi są chronić lewicowych bojówkarzy, a jednocześnie bez wahania odbierają immunitety konserwatystom z Polski. W tle pozostaje pytanie o wiarygodność Brukseli, która poucza innych w kwestii praworządności, a we własnych szeregach stosuje selektywną sprawiedliwość.
Decyzja Komisji Prawnej Parlamentu Europejskiego, by nie rekomendować uchylenia immunitetu Ilarii Salis, stała się symbolem szerszego problemu. Włoska nauczycielka i aktywistka Antify, która w 2023 roku trafiła do aresztu na Węgrzech, oskarżona jest o usiłowanie zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Jej ofiarami mieli być uczestnicy manifestacji środowisk konserwatywnych.
Wiosną 2024 roku Salis uzyskała mandat europosłanki, a wraz z nim ochronę przed wymiarem sprawiedliwości. To właśnie ten immunitet sprawił, że sprawa utknęła, a polityczna tarcza zastąpiła rozliczenie w sądzie.
Za ten bandytyzm grozi jej na Węgrzech kilkanaście lat więzienia, ale eurokraci z PE robią co mogą, by bronić terrorystki, tylko dlatego, że jest z lewicowej organizacji
– napisała na platformie X Ewa Zajączkowska-Hernik, europosłanka Konfederacji.
Immunitet jako narzędzie selektywnej sprawiedliwości
Krytycy unijnej instytucji podkreślają, że w przypadku polityków prawicy mechanizm działa zupełnie inaczej. Immunitety Michała Dworczyka i Daniela Obajtka, a wcześniej Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, zostały uchylone sprawnie i bez większych oporów. W tle były zarzuty o charakterze formalnym czy proceduralnym, a nie oskarżenia o przemoc fizyczną.
Kontrast jest uderzający: Salis, której grozi wieloletnie więzienie za napaść, pozostaje chroniona, podczas gdy konserwatywni politycy z Polski tracą immunitet w sprawach, które ich zwolennicy określają jako polityczne.
Antifa pod osłoną ideologii
Problem ten wpisuje się w szerszy kontekst. Antifa, organizacja o luźnej strukturze i radykalnie lewicowym rodowodzie, od lat jest oskarżana o stosowanie przemocy wobec przeciwników politycznych. W USA prezydent Donald Trump podpisał ostatnio rozporządzenie, w którym uznał Antifę za organizację terrorystyczną. Węgierski premier Viktor Orbán zapowiedział podobne rozwiązania, a w Holandii parlament już poparł wniosek o jej delegalizację.
Teraz czas na inne państwa, w szczególności Polskę!
– apelowała Zajączkowska-Hernik, podkreślając, że bez jednoznacznego stanowiska wobec Antify będzie ona korzystać z politycznego parasola ochronnego.
Podwójne standardy Brukseli
Właśnie w tym miejscu pojawia się najpoważniejszy zarzut wobec instytucji unijnych: brak konsekwencji i równości wobec prawa. Z jednej strony Bruksela poucza kraje członkowskie w kwestii praworządności, z drugiej chroni polityków czy aktywistów, wobec których istnieją poważne zarzuty kryminalne.
Sprawa Salis staje się więc czymś więcej niż tylko sporem proceduralnym o immunitet. To test wiarygodności całego systemu, w którym obywatel ma prawo oczekiwać, że prawo będzie działało tak samo wobec wszystkich, bez względu na polityczne sympatie i ideologiczne etykiety.
Niestety, przez ostatnie lata UE nauczyła już Polaków, że jest instytucją skrajnie zideologizowaną o proweniencji lewicowej. Wielokrotnie też potwierdziła, że stosuje prawo „tak jak je rozumie”: kara rządy i polityków broniących wartości konserwatywne, broni polityków i aktywistów, nawet jeśli są zwykłymi bandytami. W najlepszym przypadku milczy, jak w Polsce, gdy przychylni jej politycy działają wbrew idei praworządności, trójpodziału władz oraz niezawisłości sądów.
Tomasz Marzec

