Jedna delegacja, dwa pokłady i zero porozumienia… tak w skrócie można opisać polską wyprawę na Zgromadzenie Ogólne ONZ. Prezydent Karol Nawrocki i szef MSZ Radosław Sikorski spotkają się w Nowym Jorku, ale polecą osobno. Wszystko z powodu uporu rządu w sprawie ambasadorskich nominacji, co paraliżuje polską dyplomację i osłabia nasz głos za granicą.
Wbrew oczekiwaniom, do USA polecą osobno. Otoczenie Karola Nawrockiego podkreśla, że na miejscu będą stanowić jedną delegację, ale lecą osobno. Strona rządowa potwierdza to, choć w tonie konfrontacyjnym.
Wicepremier Sikorski nie został zaproszony na pokład prezydenckiego samolotu, oczywiście na sali obrad obaj politycy będą razem
– mówią przedstawiciele rządu.
Ambasadorowie od nowa
Sednem sporu jest reset procedury nominacyjnej. Prezydent Karol Nawrocki domaga się przejrzystych, konstytucyjnych zasad współdecydowania o ambasadorach i rozpoczęcia ścieżki od nowa, z pełnymi konsultacjami. Rząd i MSZ zamiast współpracy próbują narzucić własny tryb.
Zmieniła się głowa państwa, listy uwierzytelniające podpisuje Karol Nawrocki […] Trzeba rozpocząć ten proces na nowo, można go przeprowadzić sprawnie, tylko trzeba uprzednio skonsultować go z prezydentem, a nie wymuszać decyzje na głowie państwa
– uważa szef Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki,
Przedstawiciele Prezydenta RP stawiają sprawę jasno i przypominają o zasadzie wynikającej z Konstytucji, którą strona rządowa chciałaby nagiąć pod siebie.
Nie ma zgody, żeby łamać dobre obyczaje. Muszą być wstępne zgody trzech podmiotów: prezydenta, premiera i ministra spraw zagranicznych
– mówi Bogucki.
Puste placówki i realne koszty
Konflikt ma wymiar policzalny. Ze 104 placówek aż 55 proc. jest nieobsadzonych. Z Pałacu pada mocne ostrzeżenie, że sytuacja kompromituje Polskę i osłabia jej siłę.
Obawiam się, że jak tak dalej pójdzie, to w końcu w 80 proc. placówek będziemy mieli osoby udające ambasadorów
– mówi szef Kancelarii Prezydenta.
W efekcie wojenki rządu z prezydentem Nawrockim, każdy miesiąc bez ambasadora z pełnym mandatem obniża wiarygodność państwa. I to jest rachunek, który płaci Polska za to, że premier Donald Tusk nie może się pogodzić z przegraną w wyborach prezydenckich Rafała Trzaskowskiego.
Propozycja z Pałacu
Pałac sygnalizuje gotowość do politycznej umowy: odtworzyć ideę „ambasad prezydenckich” (m.in. USA, Francja, Litwa) i w nowej skali tj. podzielić pulę szefów placówek pół na pół. Urzędnicy prezydenccy zaznaczają, że szczegóły przekazano stronie rządowej, ale odpowiedzi brak.
Rządowi rozmówcy kręcą głową. Prezydenckie propozycje uważają za niewykonalne, a następnie zarzucają Pałacowi eskalację warunków i polityczne rachuby. Problem w tym, że takie komunikaty, wystawiane przez ludzi MSZ, tylko oddalają kompromis.
Jeśli nawet lista kontrowersji by się skurczyła – przedstawiciele prezydenta jasno podkreślają, że problemem są placówki w Rzymie i Waszyngtonie – to natychmiast pojawia się nowy pretekst. To jest właśnie logika konfliktu, którym steruj wicepremier.
Zgromadzenie ONZ bez przełomu
Nawet współpracownicy prezydenta przyznają, że kwestie polskich ambasadorów lepiej rozstrzygać na na terenie Rzeczypospolitej.
Nie wiem, czy to dobry temat do omawiania na amerykańskiej ziemi
– mówią nieoficjalnie.
I mają rację, ale równie trafne jest pytanie, dlaczego MSZ, zamiast torować ścieżkę do współpracy w tej sprawie, rozgrywa spór w mediach i symbolicznych gestach. Osobne wyloty są wymowne, lecz dla polskiej pozycji w ONZ bez znaczenia. Znaczenie ma to, czy po powrocie do Warszawy powstanie robocza mapa drogowa nominacji: z listą placówek, kalendarzem decyzji i jasną odpowiedzialnością.
To jest praca dla MSZ. I tu kończy się „polityka postawy”, a powinna się zacząć polityka państwa.
Tomasz Marzec

