Adam Niedzielski padł ofiarą brutalnego pobicia w centrum Siedlec. Dwaj nietrzeźwi mężczyźni rzucili się na byłego ministra zdrowia, wykrzykując hasła o „zdrajcach ojczyzny”. Polityk trafił do szpitala, a sprawcy sami zgłosili się na policję. Wydarzenie natychmiast stało się politycznym paliwem: jedni wskazują na eskalację mowy nienawiści, inni na zaniedbania rządu.
Sprawa jest jednak znacznie głębsza: pokazuje, jak emocje, którymi od lat karmi się polska polityka, mogą zamienić się w realną przemoc.
Sprawcy przyszli sami, byli pijani
Do pobicia doszło w środę po południu przy jednej z restauracji w Siedlcach. Policja ustaliła przebieg zdarzenia na podstawie monitoringu i zeznań świadków. Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, do komendy zgłosiło się dwóch mężczyzn: 35- oraz 39-latek, obaj w stanie nietrzeźwości. Badanie wykazało około dwóch promili alkoholu. Po wytrzeźwieniu zostaną przesłuchani i usłyszą zarzuty.
Z relacji Adama Niedzielskiego wynika, że atak był nagły i brutalny.
Zostałem pobity przez dwóch mężczyzn krzyczących „śmierć zdrajcom ojczyzny”. Dostałem cios w twarz, a następnie zostałem skopany, leżąc na ziemi. Całe zajście trwało kilkanaście sekund, a potem sprawcy uciekli
– napisał były minister w mediach społecznościowych.
Polityka na gorąco
Choć sprawcy byli pijani i działali impulsywnie, wydarzenie natychmiast nabrało politycznego znaczenia. Niedzielski w swoim oświadczeniu zasugerował, że incydent to efekt „tolerowania mowy nienawiści” i przypomniał o odebraniu mu ochrony przez ministra Marcina Kierwińskiego. Co oczywiste, temat szybko podchwycili politycy. Posypały się oskarżenia o zaniedbania pod adresem rządu. Rytualnie, padły również apele dymisję szefa MSWiA.
To on odpowiada za każdy cios, który spadł na byłego ministra zdrowia
– wypalił były wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński.
Przedstawiciele rządu odpowiedzieli, że ochrona byłemu ministrowi przysługiwała przez kilka miesięcy po zakończeniu funkcji, a jej odebranie było zgodne z procedurami.
Ochrona jest dla najważniejszych osób w państwie i wygasa wraz z końcem urzędowania
– tłumaczył wiceminister Czesław Mroczek.
Emocje zamiast rozmowy
Cała sprawa uwidacznia jednak szerszy problem. Dzisiejsza polityka coraz częściej opiera się na wywoływaniu emocji, i to bardzo mocnych: gniewu, poczucia zagrożenia, oburzenia. Politycy robią to świadomie, wiedząc, że w dobie mediów społecznościowych, emocja przebija się szybciej, niż spokojny i rzeczowy argument. Problem w tym, że tego rodzaju narracja ma swoją cenę.
Nienawiść w internecie, hasła rzucane na spotkaniach z sympatykami czy w studiach telewizyjnych, potrafią przenieść się na ulicę. I wtedy, tak jak w przypadku Adama Niedzielskiego, kończy się na fizycznej agresji.
Nie da się chronić każdego polityka. Każdy budzi emocje, każdy ma przeciwników i zwolenników. Oczywiście, atak na Niedzielskiego był bandycki i nie powinien się wydarzyć. Ale równie szkodliwe jest obarczanie winą rządu czy opozycji, bo problem jest znacznie głębszy: dotyczy całej klasy politycznej i języka, jakim się posługuje.
Reakcje i apel o opamiętanie
Premier Donald Tusk zapowiedział, że sprawcy zostaną ukarani.
Sprawcy pobicia Adama Niedzielskiego zostaną wkrótce złapani i pójdą siedzieć. Zero litości
– napisał na platformie X.
Z kolei były premier Mateusz Morawiecki napisał o konsekwencjach nienawiści w polityce.
Oczekuję od policji natychmiastowych i stanowczych działań
– podkreślał.
Sam Niedzielski, choć zapewnił, że nie doznał poważnych obrażeń, ostrzegł, że Polska jest „na równi pochyłej” i pasywność wobec mowy nienawiści grozi dalszą eskalacją. Jego słowa, choć wypowiedziane z perspektywy ofiary, powinny być ostrzeżeniem dla wszystkich stron politycznego sporu.
Pytanie bez odpowiedzi
Napaść na Adama Niedzielskiego pokazuje, że granica między politycznym sporem, a niedozwoloną przemocą, niestety coraz bardziej się zaciera. Odpowiedzialność nie leży wyłącznie po stronie napastników czy jednego ministra, to jest skutek klimatu, jaki od lat panuje w polskiej polityce. Pytanie brzmi: czy klasy polityczne i media zechcą wyciągnąć z tego wnioski, czy też dramat z Siedlec stanie się tylko kolejną amunicją w partyjnej wojnie?
Odpowiedź jest znana: bez emocji, nie ma polityki. Było już w Polsce wiele politycznych „punktów zwrotnych”: morderstwo w łódzkim biurze PiS, czy zamordowanie prezydenta Pawła Adamowicza w Gdańsku, ale za każdym razem kończyło się na wielkich słowach. I tak pozostanie, nawet jeśli znowu ktoś zginie.
Robert Bagiński

