Rosyjski dron, który spadł w nocy z wtorku na środę na pole kukurydzy pod Osinami, wiele mówi o sytuacji Polski na wypadek ataku ze strony Rosji lub Białorusi. Kluczowe są pytania, nie tylko o skuteczność polskich służb, ale także reakcję sojuszników z NATO oraz brak decyzji o uruchomieniu art. 4 traktatu waszyngtońskiego.
Sprawa pokazuje nie tylko słabość systemu obrony powietrznej, brak spójnej strategii komunikacyjnej na wypadek podobnych wydarzeń, ale również wynikające z tego napięcia polityczne wokół bezpieczeństwa Polski.
Chaos komunikacyjny
Wiadomo już, że dron bojowy nadleciał z terytorium Białorusi. Eksplodował na polu kukurydzy, uszkadzając pobliskie zabudowania. Według ustaleń prokuratury silnik maszyny znaleziono w pobliżu linii energetycznych, co sugeruje, że bezzałogowiec mógł o nie zahaczyć. Śledczy zabezpieczyli trzy fragmenty przewodów noszących „ślady świeżego uszkodzenia”.
Tymczasem, Dowództwo Operacyjne jeszcze przed południem w dniu zdarzenia informowało, że „nie zarejestrowano naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej”. Dopiero później szef MON, Władysław Kosiniak-Kamysz, potwierdził rosyjskie pochodzenie maszyny i określił incydent mianem prowokacji.
To element rosyjskiej gry, w szczególnym momencie, gdy trwają rozmowy o pokoju w Ukrainie
– podkreślał.
Najcięższe słowa padły ze strony opozycji. Były wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz w rozmowie w studiu Telewizji Republika powiedział, że dron miał znajdować się w polskiej przestrzeni przez około 40 minut.
Jeśli w tym czasie działały polskie i sojusznicze samoloty dyżurne, dlaczego obiekt nie został zneutralizowany? Po co nam Centrum Operacji Powietrznych, skoro nie widzimy naruszeń naszego nieba?
– pytał Skurkiewicz.
Polityk porównywał sytuację do podobnego incydentu z 2022 roku, gdy rosyjski pocisk spadł w okolicach Bydgoszczy. Według niego, wtedy natychmiast wyciągnięto konsekwencje personalne, a dzisiaj jest całkiem inaczej, ponieważ w Osinowie wszyscy obserwowali chaos i brak odpowiedzialności.
Polityczny wymiar sprawy: gdzie jest premier?
Skurkiewicz uderzył również w Donalda Tuska, zarzucając mu brak reakcji i nieobecność w kraju.
Od momentu zdarzenia do teraz premier nie zabrał głosu, nawet w mediach społecznościowych. To niepoważne, gdy chodzi o bezpieczeństwo państwa
– powiedział.
Zdaniem opozycji, taka bierność obnaża słabość rządu i pokazuje, że Polska nie potrafi odpowiednio komunikować się w sytuacjach kryzysowych. To z kolei rodzi pytania o wiarygodność Warszawy w strukturach sojuszniczych.
Gdzie są sojusznicy z NATO?
W debacie coraz mocniej wybrzmiewa pytanie o realną obecność wojsk NATO na wschodniej granicy. Skurkiewicz przypomina, że za czasów rządów PiS na granicy znajdowały się baterie rakiet Patriot, brytyjskie systemy Sky Sabre oraz amerykańskie zestawy obrony powietrznej.
Czy dziś Niemcy, Amerykanie i Brytyjczycy wciąż wspierają naszą obronę? Czy prawdą jest, że wycofano zestawy radiolokacyjne, które w 2022 i 2023 r. wzmacniały ochronę polskiego nieba?
– pytał były wiceminister.
Kolejne pytanie dotyczy braku uruchomienia art. 4 traktatu waszyngtońskiego, który przewiduje konsultacje w ramach NATO w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa terytorium państwa członkowskiego.
Mamy do tego prawo. Dlaczego z niego nie skorzystaliśmy?
– dopytywał Skurkiewicz.
Z punktu widzenia sojuszu incydent w Osinach, to kolejny test rosyjskiej determinacji do „przekraczania czerwonych linii”. Kreml od dawna stosuje taktykę prowokacji: przypadkowych naruszeń granic, cyberataków czy dezinformacji. Każdy brak reakcji Moskwa może interpretować jako dowód słabości.
Jednocześnie sięgnięcie po art. 4 oznaczałoby polityczne uruchomienie całego NATO, co nie wszyscy sojusznicy uznaliby za uzasadnione w przypadku pojedynczego drona. Stąd widać ostrożność władz w Warszawie, które balansują między potrzebą pokazania determinacji, a ryzykiem eskalacji.
Polska obrona powietrzna dziurawa
Sprawa unaocznia jednak poważniejszy problem: realne możliwości polskiego systemu obrony powietrznej. Choć Polska inwestuje w zakup systemów Patriot, Narew czy Pilica+, pełne wdrożenie nowych zdolności zajmie lata. Do tego czasu bezpieczeństwo kraju opiera się na współpracy z sojusznikami i systemach, które jak pokazuje przypadek z Osin, nie są nieomylne.
Inna sprawa, że eksperci wskazują, że nawet nowoczesne radary mogą mieć trudności z wykrywaniem małych, nisko lecących dronów. Tym bardziej znaczenie ma sprawna koordynacja między wojskiem, sojusznikami i służbami cywilnymi, a właśnie jej zabrakło.
Rosja gra na chaos, Polska potrzebuje spójnej odpowiedzi
Incydent w Osinach nie jest odosobnionym przypadkiem, lecz częścią szerszej rosyjskiej strategii destabilizacji regionu. Każda taka sytuacja podsyca niepewność i prowokuje polityczne spory. Brak szybkich, klarownych decyzji wzmacnia wrażenie bezradności.
To nie tylko kwestia sprzętu, ale też procedur i komunikacji. Społeczeństwo i sojusznicy muszą widzieć, że Polska reaguje pewnie i spójnie. Inaczej ryzykujemy utratę wiarygodności
– komentują eksperci ds. bezpieczeństwa.
Dron, który spadł na Lubelszczyźnie, odsłonił więcej niż tylko dziury w systemie obrony powietrznej. Stał się symbolem chaosu informacyjnego, politycznych podziałów i pytań o lojalność sojuszników. Polska stoi dziś przed wyborem: albo szybko odbuduje zaufanie poprzez transparentną komunikację i skuteczne procedury, albo każdy kolejny incydent stanie się paliwem dla rosyjskiej propagandy i wewnętrznych konfliktów.
Tomasz Marzec

