To nie jest lekcja historii, ale bolesny akt zamazywania winy. W Gdańsku otwarto wystawę zatytułowaną „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”. Ekspozycja, według tłumaczeń organizatorów, ma charakter edukacyjny. Jednak jej przekaz, forma i kontekst wywołują uzasadnione oburzenie. To jawna próba germanizacji pamięci oraz relatywizowania zbrodni popełnionych przez niemieckie struktury państwowe w czasie II wojny światowej.
Otwarcie wystawy odbyło się w zabytkowej Galerii Palowej Ratusza Głównego Miasta w Gdańsku. Wśród prezentowanych materiałów znalazły się fotografie, dokumenty, instalacje artystyczne i pamiątki rodzinne osób z Pomorza wcielonych do Wehrmachtu.
Zacieranie granic moralnych
Tytuł „Nasi chłopcy” budzi szczególne kontrowersje, ponieważ wprost sugeruje bliskość i akceptację wobec tych, którzy nosili mundur armii Trzeciej Rzeszy, odpowiedzialnej za ludobójstwo, okupację i terror. Wskazuje też, jakby wcielani do niemieckiej armii robili to dobrowolnie.
Niestety, przedstawiciele Muzeum Gdańska nie widzą w tym nic niestosownego.
To historia bliska, losy naszych sąsiadów, krewnych, przodków. Tytułowi »nasi chłopcy« to świadome nawiązanie do terminu, jakim określano Luksemburczyków wcielonych do Wehrmachtu
– tłumaczy rzecznik placówki dr Andrzej Gierszewski.
Trudno zgodzić się z taką argumentacją, która w Polsce, kraju tak brutalnie doświadczonym przez niemiecką okupację, ma prawo budzić oburzenie. Konstatacja „nasi chłopcy” w niemieckim mundurze, ewidentnie narusza poczucie smaku oraz godność tych, którzy byli do tej armii przymusowo – często szantażem – wcielani.
Historyczna empatia czy celowa rewizja pamięci?
Twórcy wystawy tłumaczą, że projekt ma za zadanie pokazać złożoność losów mieszkańców Pomorza i ich dramatyczne wybory w czasach totalitaryzmu. Jednak budzący emocje język, estetyka ekspozycji i brak jednoznacznego potępienia struktur Trzeciej Rzeszy rodzi uzasadnione pytania o cel tej inicjatywy.
Dla wielu odbiorców wystawa nie jest formą edukacji, lecz zamachem na prawdę o niemieckiej okupacji i cierpieniach narodu polskiego. W kraju, gdzie każda rodzina nosi w sobie ślad wojny — nie sposób bez emocji przyjmować wydarzenia, które zdają się flirtować z historycznym relatywizmem.
Czas na reakcję — bo milczenie jest zgodą
Polska pamięć historyczna nie może być przedmiotem artystycznych eksperymentów oderwanych od faktów i konsekwencji. Opowieść o „naszych chłopcach” w Wehrmachcie to nie tylko niefortunny tytuł — to groźny precedens. Wymaga stanowczej reakcji — nie tylko ze strony społeczeństwa, ale także władz lokalnych i centralnych.
Pozostaje pytanie, które InnaPolityka.pl musi postawić wyraźnie: Czy Gdańsk stał się laboratorium niemieckiej reinterpretacji historii? I kto na to pozwolił?
T.M.

