Niecodzienny widok na polskiej scenie politycznej, choć tylko lokalny: marszałek województwa Marcin Jabłoński ogłosił dziś rezygnację ze stanowiska. To efekt czerwcowego incydentu drogowego w którym polityk wcielił się w rolę „drogowego szeryfa”. O mały włos nie doszło do tragedii.
Oficjalne oświadczenie marszałek Jabłoński wygłosił podczas konferencji prasowej. W jego opinii, zamyka to sprawę na poziomie politycznym i do wyjaśnienia są tylko okoliczności prawne. Przypomnijmy, polityk – mimo nagrania potwierdzającego jego winę – nie przyjął mandatu, a sprawa znajdzie swój finał w sądzie.
Pragnę poinformować, że kierując się odpowiedzialnością za dobro wspólne oraz szacunkiem dla sprawowanej funkcji, złożyłem rezygnację z funkcji marszałka województwa. Sejmik Województwa rozpatrzy tę sprawę na najbliższej sesji, 18 sierpnia tego roku
– powiedział polityk.
Marszałek powiedział, że rezygnację skalda w trosce o „standardy w życiu publicznym”. Za tą lakoniczną deklaracją kryje się jednak inna historia. Według informacji naszego portalu, bezpośrednią przyczyną dymisji były telefony z KPRM – osobiście naciskał premier Donald Tusk, z którym łączy go ponad 30-letnia znajomość jeszcze z Kongresu Liberalno-Demokratycznego. To nie pierwszy raz, gdy ich ścieżki się krzyżują: Jabłoński był wojewodą i wiceministrem w pierwszym rządzie Tuska.
Szarża drogowa Jabłońskiego była prezentem dla jego przeciwników w lubuskiej PO. Pomiędzy nim a Waldkiem (red.: Waldemar Sługocki, szef lubuskiej PO) nie było chemii, bo ten ostatni widział na stanowisku marszałka Ciemnoczołowskiego (red.: obecny wicemarszałek). Za odwołaniem Marcina byli wszyscy posłowie i senatorowie, których on sam traktował z buta
– mówi naszemu portalowi polityk lubuskiej PO.
Pikanterii dodaje fakt, że szef lubuskiej PO Waldemar Sługocki w 2022 roku też doprowadził do poważnej kolizji drogowej.
T.M.

