Czy w najstarszej partii politycznej w Polsce, która w wyborach poparła polityka jawnie zwalczającego wartości, do których sama się odwoływała, nadejdzie czas na refleksję? Działaczom na prowincji cierpnie skóra na myśl, że jej liderzy nie wysiądą z przeciekającej łodzi, którą steruje opętany nienawiścią kapitan.
W PSL wrze i toczy się bój. Czy partia pójdzie na układ z Donaldem Tuskiem i po ponad stu latach istnienia zniknie z politycznego krajobrazu, czy spróbuje zachować tożsamość i resztki poparcia na wsi, decydując się na odsunięcie od władzy obecnego premiera? Niekoniecznie w koalicji z PiS i Konfederacją, ale za to z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem w roli szefa rządu.
Na pierwszy rzut oka wydaje się oczywiste, że jeśli partia ma możliwość obsadzenia stanowiska premiera, to z niej skorzysta. Tyle tylko, że PSL miał taką możliwość w 2023 roku, ale wybrał mezalians z Donaldem Tuskiem, topiąc swoje poparcie w tym wszystkim, co ten realizował wraz ze swoimi mocodawcami z Niemiec. Dziś okazja pojawia się po raz kolejny, ale już na innych warunkach. Kosiniak-Kamysz mógłby zostać premierem „rządu technicznego”, albo takiego, który przypominałby „masę upadłościową”. Tym się kończy współrządzenie z człowiekiem, który za główny cel obrał realizację agendy niemieckiej i unijnej, przedkładając ją ponad interes kraju.
Dziwne, zważywszy na fakt, że to już drugi rząd, w którym Władysław Kosiniak-Kamysz jest traktowany przez Donalda Tuska nie jak przystawka, lecz jak dawca organów. W pierwszym był twarzą podniesienia wieku emerytalnego, w obecnym żyruje bezprawie, prześladowanie opozycji oraz zwykłe nieróbstwo.
Kosiniak-Kamysz mógłby zostać premierem „rządu technicznego”, albo takiego, który przypominałby „masę upadłościową”
Największym problemem Kosiniaka-Kamysza okazuje się być sam Kosiniak-Kamysz: jego charakter, brak osobowości oraz przekonanie o misyjnym charakterze udziału w polityce. Działacze z terenu zaczynają tracić cierpliwość wobec swoich liderów i bliżej im do głosu marszałka seniora Marka Sawickiego, który mówi o „nowym premierze”, niż do prezesa Kosiniaka-Kamysza, który majaczy o „rewitalizacji rządu”. Podstawowe pytanie brzmi jednak: czy w partii, która składa się głównie z działaczy na państwowych i samorządowych posadach, głos prawdziwych ludowców jeszcze cokolwiek znaczy? I tu wszystkim bliżej do stwierdzenia, że aktyw albo już nie istnieje, albo się nie liczy.
Wizja przyszłego Sejmu, w którym nie będzie już PSL, a zaraz potem zniknie on ze sceny politycznej, jest jak najbardziej realna. Doniesienia z kolejnych zjazdów wyborczych PSL w terenie pokazują, do jakiego stopnia partia ta jest zdegenerowana i służebna wobec PO. Regionalni liderzy i ich totumfaccy wiszą na krótkiej smyczy baronów z Platformy. Partia jest zdziesiątkowana, będąc dziś cieniem tego, czym była jeszcze kilka lub kilkanaście lat temu. Wchodząc do koalicji z PO i Lewicą, PSL zapowiadał, że chce zmienić polską politykę po ośmiu latach rządów Zjednoczonej Prawicy, ale to polityka zmieniła tę partię.
Działacze z terenu zaczynają tracić cierpliwość wobec swoich liderów i bliżej im do głosu marszałka seniora Marka Sawickiego, który mówi o „nowym premierze”
Żaden „rebranding” już PSL-owi nie grozi. Zresztą, nie ma nawet na to pomysłu. Dyskusje, jeśli jakiekolwiek się jeszcze toczą, mocno przypominają rozmowy chłopów ze sztuki Sławomira Mrożka pt. Indyk. Zwłaszcza ten dialog: „Może by zasiać co… Jiii tam… Może by zaorać co… Eeee…”. Klęska jest więc nieunikniona, a obecny prezes PSL może odegrać dla swojej partii podobną rolę do tej, którą odegrał Mieczysław Rakowski w PZPR. Wyniesienie sztandaru może być mniej spektakularne, a partia nie będzie się miała na czym uwłaszczyć — bo za ten obszar odpowiadają zaufani Donalda Tuska.
Klęska jest więc nieunikniona, a obecny prezes PSL może odegrać dla swojej partii podobną rolę do tej, którą odegrał Mieczysław Rakowski w PZPR.
Jest jeszcze inna możliwość. Chociaż Kosiniak-Kamysz nie zamierza oddawać pola komukolwiek innemu w partii, coraz częściej mówi się o przebudzeniu Waldemara Pawlaka. Najbliższy kongres PSL odbędzie się już za kilka tygodni. Jeśli ma nie dostarczyć analogii do zjazdu PZPR z 29 stycznia 1990 roku, to powinien być momentem zwrotnym, w którym chłopi wreszcie coś zasieją.
Media poinformowały dzisiaj o tajemniczym znalezisku, kontenerach z bronią, których nikt nie pilnował. O sprawie powiadomili mieszkańcy. Dziwnym trafem, to już kolejna taka sytuacja, która uderza wprost w wicepremiera i ministra obrony narodowej, prezesa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza. Wszystko w momencie dyskusji o tym, czy ten zdecyduje się na egzekucję Donalda Tuska. Pewnie przypadek…

