Gdzieś już to wszystko widzieliśmy, może powiedzieć każdy, kto w środę rano włączył telewizję i zobaczył tam zatrwożonego szefa rządu w koszulce i w otoczeniu przedstawicieli służb. To sztab kryzysowy Donalda Tuska, a więc dobrze wyreżyserowany spektakl dla mediów. Po fatalnych błędach z 2024 roku, gdy premier zbagatelizował zagrożenia, a tama w Stroniu Śląskim runęła kilka godzin po zapewnieniach o jej trwałości, teraz Tusk ostrożnie waży każde słowo.
Sztab kryzysowy jak z PR-owego podręcznika?
W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji odbyło się spotkanie sztabu kryzysowego w związku z nadchodzącym niżem genueńskim. Premier Donald Tusk, ministrowie i przedstawiciele służb dyskutowali o zagrożeniach, ale całość wyglądała jak starannie zaplanowana akcja wizerunkowa.
Jak żywo przypominała sztaby z 2024 roku – te, które miały „uspokajać”, a skończyły się katastrofą. Wtedy Tusk twierdził, że prognozy IMGW „nie są zbyt alarmistyczne”, a tama w Stroniu Śląskim „wytrzyma”. Kilka godzin później fala powodziowa zalała dziesiątki miejscowości, a zniszczeń nie naprawiono do dziś.
Teraz premier wydaje się bardziej ostrożny. Często przerywał służbom, podkreślając, że nawet „niealarmistyczne” prognozy mogą być zgubne.
Bardzo bym prosił, żebyśmy sobie nie pozwalali na interpretację prognoz, które dziś nie brzmią alarmistyczne. Takie prognozy mogą demobilizować
– mówił Tusk, co potwierdza, że lekcja z PR-u została odrobiona.
Całość, nie wyglądała jednak naturalnie, co daje powody sądzić, że nie jest to zmiana strategii podejścia do problemów, ale do politycznego PR-u. Inna sprawa, że „niż genueński”, który tym razem rzeczywiście nie nie stanowi szczególnego zagrożenia, to dla premiera okazja do zaprezentowania innej niż dotychczas postawy i odbudowania się po ostatnim paśmie niepowodzeń.
Lekcje z 2024 roku: Tusk unika powtórki z przeszłości
Owszem, wypowiedzi premiera podczas sztabu były pełne autoironii i ostrożności. Kilkukrotnie nawiązywał do powodzi z zeszłego roku, podkreślając, że „wyciągnięto wnioski”, ale to tylko podkreśla ich PR-owy charakter. Wtedy, w 2024 roku zlekceważono ostrzeżenia IMGW, co skończyło się tragiczną powodzią. Dziś Tusk nie chce powtórzyć błędu, bo koszty jakie mógłby ponieść, byłyby jeszcze większe niż rok temu.
Nawet jeśli informacja o wielkości opadów nie jest nadzwyczajna, to chciałbym, aby do wszystkich dotarło, że w terenach górskich może dojść do sytuacji dramatycznych
– powiedział premier.
Sztab kryzysowy rządu wyglądał na starannie wyreżyserowany. Premier Tusk, pouczony błędami z 2024 roku, unikał lekceważącego tonu, ale to może nie wystarczyć, by odbudować zaufanie. „Niż genueński”, tym akurat razem, okazuje się mniej groźny, niż zapowiadano. Chmury wiszące nad istnieniem rządu i D. Tuskiem w roli premiera, są groźniejsze niż można to wnosić z sondaży. I to jest to, co rzeczywiście frapuje obecnie szefa rządu.
R.B.

