Realizują się najgorsze scenariusze i podejrzenia co do roli rządu Donalda Tuska w polskiej polityce. To, jaką decyzję podejmie rząd i sąd, nie będzie tylko kwestią procedury ekstradycyjnej, ale sprawdzianem, czy Polska potrafi działać w zgodzie z własnym interesem narodowym, a nie w rytm politycznych oczekiwań Berlina.
Nord Stream przez lata był symbolem niemieckiej dominacji gospodarczej w Europie i projektem realizowanym kosztem bezpieczeństwa Polski. Dziś to sprawa ekstradycji ukraińskiego obywatela może stać się papierkiem lakmusowym tego, jak głęboko polski rząd pozostaje podatny na wpływy Berlina.
Uderzenie w symbol niemieckiej polityki
Nord Stream był dla Niemiec czymś więcej niż projektem gospodarczym. Stał się symbolem ich wpływu na energetyczną architekturę Europy. Dla Polski i wielu krajów regionu był jednak projektem politycznym, który w praktyce uzależniał Europę od rosyjskiego gazu i marginalizował nasz region w europejskim systemie bezpieczeństwa.
W 2022 roku, gdy na Morzu Bałtyckim doszło do eksplozji gazociągu, wielu odetchnęło z ulgą. Zniszczenie rurociągu, który łączył niemiecką gospodarkę z rosyjskim surowcem, miało wymiar nie tylko militarny, ale i symboliczny: uderzało w infrastrukturę, która finansowała rosyjską machinę wojenną.
Dziś, dwa lata później, sprawa powraca. Tym razem w formie decyzji sądowej i politycznego dylematu. W polskim areszcie przebywa Wołodymyr Ż., Ukrainiec, którego niemiecka prokuratura oskarża o udział w sabotażu Nord Stream. Berlin domaga się jego wydania, a polski sąd – zgodnie z Europejskim Nakazem Aresztowania – analizuje wniosek o ekstradycję.
Sąd, protesty i polityczne tło
Warszawski sąd przedłużył tymczasowy areszt Wołodymyra Ż. o 40 dni. Prokuratura wnioskowała o 100. Obrońca Ukraińca, mec. Tymoteusz Paprocki, zapowiedział złożenie odwołania i zwrócił uwagę, że jego klient „pozostaje w areszcie, choć nie wykonano żadnych istotnych czynności procesowych”.
Myślę, że ta sprawa zasługuje na to, żeby mój klient odpowiadał z wolnej stopy i bronił w tym procesie swoich praw
– powiedział adwokat.
Pod gmachem sądu zebrało się kilkadziesiąt osób z polskimi i ukraińskimi flagami, które sprzeciwiały się aresztowi i domagały się jego uwolnienia. Ich zdaniem Wołodymyr Ż. nie jest przestępcą, lecz człowiekiem, który uderzył w rosyjską infrastrukturę, a więc w kraj, który prowadzi brutalną wojnę przeciw Ukrainie i zagraża całej Europie.
Między Berlinem a Warszawą
Z punktu widzenia prawa ekstradycja jest procedurą sądową, ale w praktyce, jak zauważają prawnicy, to decyzja o ogromnym ciężarze politycznym. Niemcy od miesięcy naciskają na ścisłą współpracę w zakresie ścigania sprawców sabotażu. Jednak to właśnie Niemcy przez lata utrzymywały z Rosją strategiczne więzi energetyczne, ignorując ostrzeżenia Polski i krajów bałtyckich. Dziś domagają się od Warszawy wydania obywatela państwa, które broni się przed rosyjską agresją.
Dla polskiego rządu to sytuacja niewygodna. Wydanie Ukraińca Niemcom będzie aktem uległości wobec Berlina, zwłaszcza że rząd Donalda Tuska wykonał już wiele ruchów, które słusznie oceniane są jako idące zbyt daleko, potwierdzając jego polityczną zależność wobec Niemiec. Z kolei odmowa, choć zgodna z logiką interesu narodowego, zostanie odebrana przez Niemcy, a może nawet Unię Europejską, jako gest konfrontacyjny. Na to Tuskowi nikt nie pozwoli.
Merkel znów dolewa oliwy do ognia
Dodatkowym kontekstem dla tej sprawy są słowa byłej kanclerz Angeli Merkel, która w ostatnim wywiadzie zasugerowała, że Polska i kraje bałtyckie ponoszą częściową odpowiedzialność za wybuch wojny w Ukrainie.
Wyczuwałam, że Putin nie traktuje już poważnie Porozumienia Mińskiego, dlatego zaproponowałam nowy format rozmów, w ramach którego z Putinem mogłaby rozmawiać bezpośrednio UE. Niektórzy nie poparli tej decyzji – byli to przede wszystkim Polacy i kraje bałtyckie
– powiedziała Merkel.
Te słowa wywołały burzę. Były premier Mateusz Morawiecki napisał, że „Angela Merkel swoim bezmyślnym wywiadem dowiodła, że jest w czołówce najbardziej szkodzących Europie polityków niemieckich w ostatnim stuleciu”. Z kolei jego były rzecznik, dziś europoseł Piotr Müller stwierdził, że Merkel jest oderwana od rzeczywistości i próbuje ją zakłamywać.
Sugerowanie, że Polska w jakikolwiek sposób ponosi współodpowiedzialność za rosyjską agresję, jest całkowicie oderwane od faktów. To właśnie Niemcy przez lata prowadziły proputinowską politykę, uzależniając Europę od rosyjskiego gazu
– skonstatował.
Polska między lojalnością a suwerennością
Sprawa Wołodymyra Ż. to nie tylko spór o jednego człowieka, lecz symbol szerszego napięcia między lojalnością wobec europejskich partnerów, a potrzebą obrony własnych interesów. Polska, która od lat ostrzegała przed skutkami uzależnienia od rosyjskiego gazu, dziś staje przed paradoksem: może zostać zmuszona do wydania człowieka, który uderzył w projekt będący fundamentem tej zależności. Jego dalsze odesłanie z Niemiec do Rosji, jest niemal pewne.
Decyzja sądu i rządu w tej sprawie pokaże, czy Polska potrafi zachować niezależność w polityce europejskiej, czy też, po raz kolejny, podąży ścieżką wyznaczoną w Berlinie.
Robert Bagiński

