Donald Tusk wyznał, że w polityce liczą się emocje, nie programy. W tym akurat jest szczery: emocje budzi, programów nikt nie widział. Gdyby „ściema” była dyscypliną olimpijską, premier Tusk od dawna miałby złoto.
Półmetek kadencji? Idealna okazja, by przypomnieć narodowi, że mówić łatwiej niż robić. Premier pojawił się w Piotrkowie Trybunalskim, zadowolony jak stand-uper wracający na scenę po przerwie. Kilka sloganów, trochę autoironii, czyli klasyka gatunku. Potem już tylko podcast u starego znajomego, Jakuba W., znanego z tego, że w TVN występuje pod pełnym nazwiskiem: Wojewódzki. Dwóch panów przy kawie, jeden udawał obiektywnego dziennikarza, a drugi męża stanu. Problem w tym, że Tuskowa „ściema” nie brzmi już świeżo. Słowa płyną, sens tonie, a kraj dalej stoi w miejscu.
„Teraz Tuska dogoniły kolejne kłamstwa. O „100 konkretach na 100 dni” napisano już wszystko, oprócz tego, dlaczego nic z nich nie wyszło. Na szczęście premier sam postanowił to wyjaśnić przy okazji półmetku kadencji”.
Dowodów na to, że Donald Tusk rzadko kiedy ma kontakt z prawdą jest bez liku. Trochę jak w kultowym filmie „Miś”, gdy jedna z pań sprzątaczek pracująca w klubie sportowym „Tęcza”, tak opisała prezesa tej organizacji, Ryszarda Ochódzkiego: „Ten człowiek w życiu słowa prawdy nie powiedział”. Dowody? Proszę bardzo, ale najpierw te z dalekiej przeszłości. Obiecywał już „3×15” w podatkach, czyli 15 proc. podatku dochodowego, a także po 15 proc. VAT i CIT. Nie zrealizował niczego. Później pojawiły się nowe obietnice tj. „4xTAK”, a więc: likwidacja Senatu, zmniejszenie liczby posłów, wprowadzenie ordynacji większościowej oraz likwidacja immunitetu. Nie trudno zgadnąć, że Donald Tusk znów kłamał, a ironia losu polega na tym, że za tym ostatnim, immunitetem chroniącym przed wymiarem sprawiedliwości, chowają się głównie politycy Platformy Obywatelskiej.
Kłamstw z przeszłości można by wymienić więcej. Ot, na przykład, w sprawie podniesienia wieku emerytalnego i w temacie stosunku do Kościoła. Kiedyś chwalił się domowym ołtarzykiem, cały klub parlamentarny PO uczestniczył w Łagiewnickich rekolekcjach, a na użytek kampanii prezydenckiej wziął ślub kościelny. Dzisiaj jest wojującym antyklerykałem na modłę najgorszych sekutnic z klubu Nowej Lewicy. Dorzućmy do tego deklaracje, że nie zamierza obejmować żadnego stanowiska w Unii Europejskiej, by zakończyć kłamstwem ostatnim: Donald Tusk, ten sam, który krytykował mur na granicy z Białorusią i chciał karać Polskę za nieprzyjmowanie nielegalnych imigrantów, teraz udaje, że chce bronić granic i krytykuje poprzedników za „lekceważenie problemu”.
„Donald Tusk rzadko kiedy ma kontakt z prawdą. Teraz dogoniły go kolejne kłamstwa(…). Bogu dzięki, że – inaczej niż w paradoksie Eubulidesa – mamy pewność: Tusk znów kłamie”.
Teraz Tuska dogoniły kolejne kłamstwa. O „100 konkretach na 100 dni” napisano już wszystko, oprócz tego, dlaczego nic z nich nie wyszło. Na szczęście premier sam postanowił to wyjaśnić przy okazji półmetku kadencji. Przyznał, że większości obietnic nie spełnił, bo to były „100 konkretów na 100 procent władzy”, a nie na te marne 30 procent, które podobno dostał.
Rzecz w tym, że dotąd opowiadał głównie o sukcesie. O zwycięstwie nad PiS, o nowym początku, o Polsce, która wstała z kolan. Wystarczy przypomnieć jego słowa z dnia wyborów: „Zrobiliśmy to!”. Bogu dzięki, że – inaczej niż w paradoksie Eubulidesa – w przypadku Tuska zawsze mamy pewność: Kłamie!

