Nie rosyjski dron, ale polska rakieta uderzyła w budynek w Wyrykach. To kompromitacja, która będzie miała swoje poważne i daleko idące konsekwencje – tak dla wizerunku Polski, jak też naszego bezpieczeństwa. Zniszczony dom stał się nie tylko rosyjskiej agresji, ale też polskiej bezradności informacyjnej, a może nawet świadomej manipulacji.
Jestem zaniepokojony tą sytuacją, bowiem ani ja, ani Biuro Bezpieczeństwo Narodowego, nie otrzymaliśmy informacji na ten temat
– powiedział we wtorek prezydent Karol Nawrocki, pytany o informacje dziennika „Rzeczpospolita”, który jako pierwszy podał informację, że to nie rosyjski dron, ale polska rakieta, zniszczyła 10 września budynek.
Prezydent stawia sprawę jasno: „Nie ma zgody na zatajanie informacji”
Kiedy „Rz” napisała, że w Wyrykach nie spadł dron, ale polska rakieta AIM-120 AMRAAM wystrzelona z F-16, rząd próbował chować głowę w piasek. Dopiero Biuro Bezpieczeństwa Narodowego opublikowało mocny w treści i formie komunikat.
Prezydent RP Karol Nawrocki oczekuje od Rządu niezwłocznego wyjaśnienia zdarzenia z miejscowości Wyryki. (…) Nie ma zgody na zatajanie informacji. W obliczu dezinformacji i wojny hybrydowej komunikaty przekazywane Polakom muszą być sprawdzone i potwierdzone
– napisano na platformie X.
Prezydent i BBN twierdzą, że nie dostali żadnych informacji. Rząd z kolei zapewnia, że „przekazywał wszystko”. W efekcie, społeczeństwo ma prawo czuć się manipulowane przez stronę rządową. To prezent dla Kremla, bo jeszcze kilka dni temu Rosjanie mogli czuć rozczarowanie, że w obliczu ataku dronów polska klasa polityczna wyjątkowo zachowała się jak „jedna pięść”. Dziś już wiemy, że ta jedność była pozorna, bo jedna ze stron nie była do końca szczera. Zamiast spokoju mamy awanturę i kolejną odsłonę wojny polsko-polskiej.
To woda na młyn dla Kremla
Jako jeden z pierwszych do ataku przystąpił lider Konfederacji Słąwomir Mentzen. Bezpośrednio po ataku dronów był krytykowany za swoje opinie w tej sprawie. Tym razem nie zmarnowała okazji, by wytknąć rządowi kompromitację
Za ruskimi latawcami z silnikiem do kosiarki lataliśmy samolotami za 70 mln dolarów, strzelając do nich rakietami za 2 mln dolarów. Do tego, nie zawsze udało się trafić w latawiec, więc zniszczyliśmy też polski dom
– napisał na platformie X lider Konfederacji Sławomir Mentzen.
Jeszcze ostrzej sprawę skomentował były minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. Zwrócił uwagę, że od samego początku premier Donald Tusk próbował narzucić narrację, jakoby to opozycja była źródłem dezinformacji. Tymczasem cała sytuacja pokazuje jasno, że to właśnie rząd swoją postawą zaszkodził Polsce, nie mniej niż sam atak dronów.
Zatajenie przed Prezydentem i opinią publiczną informacji o przyczynach uszkodzenia domu w Wyrykach jest kompromitujące dla rządu. Ekipa, która tyle mówi o walce z dezinformacją, sama dezinformuje
– skonstatował.
Kolejną kompromitacją jest rola prokuratury. W oficjalnym komunikacie napisano jedynie o „niezidentyfikowanym obiekcie latającym”. To szczególnie dziwne, skoro jak podkreślają dziennikarze „Rz”, szczątki 17 rosyjskich dronów zostały zidentyfikowane bez trudu. Dlaczego więc w przypadku Wyryk nagle zapadła cisza?
Ten brak przejrzystości wygląda jak świadoma próba ratowania rządu przed kompromitacją. Skutek jest jednak odwrotny: opinia publiczna traci zaufanie do instytucji państwa, a temat żyje własnym życiem w mediach społecznościowych. Rosja z pewnością wykorzysta tę sytuację – nie tylko, by ośmieszyć Polskę, ale też w przyszłości, gdy nad naszym niebem pojawią się drony uzbrojone i wyrządzą realne szkody. W tym sensie Kreml już dziś odniósł sukces większy, niż gdyby któryś z dronów spadł bezpośrednio na dach Sejmu czy Kancelarii Premiera.
Czy Kosiniak-Kamysz nad czymś panuje?
To pytanie Polacy, nie tylko politycy, zadają sobie już od dawna. Nie wiedzieć dlaczego, wicepremier i minister obrony narodowej żyruje wszystkie niepowodzenia rządu w kwestii obronności. Do jego roli odniósł się w mediach społecznościowych M. Błaszczak.
Niesamowita hipokryzja i tchórzostwo zarówno premiera, jak i ministra obrony, którzy nie mają odwagi wziąć sprawy na swoje barki, tak jak powinni to zrobić prawdziwi mężczyźni
– napisał.
Paradoks polega na tym, że mimo tej kompromitacji rządu i samego ministra, Wojsko Polskie cieszy się rekordowym zaufaniem. Aż 94 proc. obywateli deklaruje, że ufa armii. To pokazuje, że problem nie leży w żołnierzach, lecz w politykach i instytucjach, które nie potrafią uczciwie komunikować faktów.
Donald Tusk próbuje ogrzewać się przy autorytecie wojska, ale kryzys z Wyrykami pokazuje jasno: rząd nie panuje nad narracją i w kluczowym momencie zamiast wzmocnić społeczne poczucie bezpieczeństwa, sam je podważył.
Cała odpowiedzialność za uszkodzenia domu w Wyrykach spada na autorów dronowej prowokacji, czyli Rosję. O wszystkich okolicznościach incydentu odpowiednie służby poinformują opinię publiczną, rząd i prezydenta po zakończeniu postępowania. Łapy precz od polskich żołnierzy
– napisał na platformie X Tusk.
Kompromitacja, której można było uniknąć
Rakieta, która spadła na dom w Wyrykach, nie wybuchła – na szczęście. Ale polityczna bomba, którą odpalił rząd, eksplodowała na oczach całego kraju. I co ważne, eksploduje za chwilę na oczach całego świata, ponieważ o tym, że dom został uszkodzony przez rosyjski dron, mówił na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ wiceminister spraw zagranicznych Marcin Bosacki.
Można sobie wyobrazić, że jakieś informacje nie są przekazywane społeczeństwu, oby było ich jak najmniej, ale czymś nie do pomyślenia jest sytuacja w której informacje nie są przekazywane Prezydentowi RP, który jest zwierzchnikiem sił zbrojnych.
To Rosja odpowiada za prowokacje, ale to polski rząd ponosi winę za to, że zaufanie obywateli do instytucji państwa leci dziś na łeb na szyję. Kompromitacji można było łatwo uniknąć: wystarczyło mówić prawdę i nie zatajać faktów. Zamiast tego rząd wolał udawać, że nic się nie stało, a gdy sprawa wyszła na jaw, politycy – w tym premier i minister obrony narodowej – zaczęli zasłaniać się żołnierzami. Apelują o „szacunek dla armii”, choć nikt tego szacunku nie podważa. Problem nie leży w wojsku, które doskonale wykonało swoje zadanie, ale w cywilnych decydentach, którzy nie mieli odwagi wziąć odpowiedzialności. To nie armia dezinformuje społeczeństwo, ale politycy, uciekając od prawdy.
Robert Bagiński

