Śmierć Charliego Kirka, młodego lidera konserwatywnej prawicy wstrząsnęła Ameryką. 31-latek zginął podczas spotkania ze studentami, a więc w miejscu, gdzie zamiast aplauzu dla łatwych sloganów wybierał trudne pytania oraz otwartą rozmowę. W chwili, gdy odpowiadał na prowokacyjne pytanie dotyczące transpłciowych sprawców masowych zbrodni, padł strzał i zakończył jego życie.
A to lewica właśnie! Symboliczne i tragiczne: człowiek, który uczynił z debaty swój znak rozpoznawczy, został zamordowany w atmosferze rosnącej politycznej nienawiści.
Trump żegna przyjaciela
Donald Trump nie krył emocji, gdy żegnał przyjaciela. Charli Kirk był osobowością, która przyciągała tłumy i to nie dlatego, że wygłaszał chwytliwe hasła, ale z powodu przestrzeni jaką stwarzał do dyskusji.
Wielki, a nawet legendarny Charlie Kirk nie żyje. Nikt nie rozumiał ani nie miał serca młodzieży w Stanach Zjednoczonych lepiej niż Charlie. Był kochany i podziwiany przez wszystkich, a zwłaszcza przeze mnie
– napisał prezydent USA.
Te słowa, choć pełne bólu, są także świadectwem skali wpływu, jaki Kirk miał na młode pokolenie Amerykanów.
Jego śmierć nie jest jednak tylko dramatem osobistym. To sygnał, że w USA, ale również i coraz częściej, także w Europie, lewica przestaje traktować swoich oponentów jako przeciwników w dyskusji, a zaczyna postrzegać ich jak wrogów, których należy wyeliminować. W miejsce argumentów wchodzi przemoc, a w miejsce sporu, brutalna agresja.
Od jakobinów, przez WOKE i Notre Dame, aż po Strajk Kobiet
Widać to nie tylko w Ameryce. W 2013 roku aktywistki FEMEN wtargnęły do katedry Notre Dame w Paryżu, by półnagie „świętować” abdykację papieża Benedykta XVI. W Meksyku feministki podpalały świątynie, w Polsce podczas protestów „Strajku Kobiet” dewastowano kościoły, zakłócane były msze, a hasła o „mordercach kobiet” malowano na fasadach świątyń. To nie była manifestacja poglądów, lecz próba symbolicznej i fizycznej eliminacji instytucji oraz wartości, które stoją w sprzeczności z ideologiczną wizją lewicy.
„Dzisiejsze ruchy WOKE i radykalne środowiska feministyczne nie używają gilotyny, ale ich celem bywa ten sam: zastraszyć, zniszczyć reputację, wykluczyć z debaty”
Historia zna takie momenty. W czasach Rewolucji Francuskiej jakobini wprowadzili „wielki terror”, w którym gilotyna stała się narzędziem eliminacji politycznych przeciwników. W XX wieku podobną logikę przyjęły ruchy rewolucyjne inspirowane marksizmem, maoizmem czy trockizmem: od Frakcji Czerwonej Armii po Czerwone Brygady. Wszędzie tam, gdzie lewicowa ideologia stawała się agresywna, towarzyszyła jej przemoc wobec oponentów.
Dzisiejsze ruchy WOKE i radykalne środowiska feministyczne nie używają gilotyny, ale ich celem bywa ten sam: zastraszyć, zniszczyć reputację, wykluczyć z debaty. „Kultura unieważniania”, to tylko współczesna, miękka forma tego samego procesu. Kto myśli inaczej, ma być ośmieszony, zamilczany, wykluczony z przestrzeni publicznej. A gdy to nie wystarcza, w grę wchodzi agresja.
Śmierć Kirka jako ostrzeżenie także dla Europy
Śmierć Charliego Kirka jest dramatycznym punktem zwrotnym. Jego dewiza: „Przekonaj mnie”, zakładała, że rozmowa, nawet ostra, ma sens. To właśnie dlatego był dla lewicy tak groźny: nie dawał się zaszufladkować, nie bał się konfrontacji i potrafił zyskiwać zwolenników siłą argumentu. Tym bardziej widać dziś, jak bardzo świat oddalił się od ideału debaty.
Ten dramat powinien być ostrzeżeniem nie tylko dla Ameryki, ale i dla Europy. Kiedy w Polsce w 2020 roku aktywistki weszły do kościołów z transparentami i megafonami, wielu mówiło, że to „tylko protest”. Ale jeśli zaakceptujemy takie formy nacisku, jeśli zgodzimy się, że prawo do „ekspresji” obejmuje dewastację świątyń czy zastraszanie wiernych, to następny krok, czyli eliminacja osób o innych poglądach, staje się już tylko kwestią czasu.
Śmierć Kirka nie może pozostać tylko kolejną informacją dnia. To ostrzeżenie, że wolność słowa, pluralizm i demokracja nie są dane raz na zawsze. Gdy przemoc zastępuje rozmowę, a lewica przestaje szukać argumentów i wybiera eliminację, stawką staje się nie tylko życie jednostek, ale przyszłość całych społeczeństw.

