Miniona noc rozwiała ostatnie złudzenia i jeśli ktoś wciąż myślał na zasadzie „moja chata z kraja”, dziś powinien się obudzić. Polska znalazła się w „strefie wojny” i taki sygnał poszedł w cały świat. Zmasowany atak rosyjskich dronów, ich neutralizacja oraz pilne konsultacje w ramach NATO, to nie kolejny niebezpieczny incydent, lecz przełomowy moment w najnowszej historii Polski. To wydarzenie pociągnie za sobą nie tylko decyzje polityczne oraz militarne, ale także poważne konsekwencje gospodarcze – od rosnącej ostrożności inwestorów po zmianę sposobu, w jaki świat postrzega nasz kraj.
Minionej nocy doszło do wydarzenia bezprecedensowego w historii NATO. Polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez rosyjskie drony, z których część zestrzeliły wspólne siły polskie i sojusznicze. Pierwsze wtargnięcie odnotowano o 22:30, ostatnie około 6:00 rano. W sumie wleciało dziewiętnaście obiektów, a operacja wojskowa i działania służb trwały całą noc. Nad ranem zwołano pilne posiedzenie rządu, odprawę w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego oraz rozpoczęto konsultacje z sojusznikami.
Ryzyko wystąpienia otwartego konfliktu
Premier w trybie pilnym wystąpił w Sejmie, podkreślając bezprecedensowy charakter wydarzeń. W swoim wystąpieniu powiedział o możliwości wystąpienia otwartego konfliktu zbrojnego. Apelował o współpracę i jedność wszystkich sił politycznych, ale pierwsze komentarze już po jego wystąpieniu, nie rokują pod tym względem najlepiej.
Wszyscy mamy poczucie tej chwili, dlatego pozwoliłem sobie poprosić marszałka Sejmu o wygłoszenie tej informacji w związku z bezprecedensowym naruszeniem polskiej przestrzeni publicznej i ryzykiem wystąpienia otwartego konfliktu
– mówił premier Tusk.
Szef rządu poinformował również o zawnioskowaniu o uruchomienie artykułu 4 Traktatu Północnoatlantyckiego. W jego opinii, państwa członkowskie NATO powinny wyjść poza słowa i deklaracje, ponieważ Rosja wypowiedziała wojnę całemu wolnemu światu.
Słowa tu w żaden sposób nie wystarczą. Będziemy oczekiwali w trakcie konsultacji zdecydowanie większego wsparcia. To nie jest nasza wojna i wyłącznie Ukraińców. To jest wojna, którą Rosja wypowiedziała całemu światu
– podkreślił.
Jedność władz i sojuszników
Po raz pierwszy premier nie mówił rytualnie ani na użytek wizerunkowy o „dobrej współpracy” z prezydentem Karolem Nawrockim, lecz podkreślał ją w sposób realny i wiarygodny. Można by uznać to za polityczną grę, gdyby nie fakt, że za słowami poszły czyny: wspólne spotkania, stały kontakt i widoczne utemperowanie współpracowników. Nawet kwestie wcześniej budzące napięcia – jak współpraca z szefem prezydenckiego BBN czy dostęp do informacji tajnych, zeszły na dalszy plan. To wyraźna zmiana tonu i sygnał, że w obliczu zagrożenia priorytetem stała się jedność.
Jesteśmy z panem prezydentem zdeterminowani, aby działać w tej kwestii jak jedna pięść. Tu nie może być żadnej szczeliny i przestrzeni w którą nasz wróg mógłby wcisnąć swoje łapy
– zaznaczył premier.
Niestety, w tym przekazie pokoju, nie zabrakło stwierdzeń konfrontacyjnych z prezydentem i wyraźnie politycznych. Z jednej strony ostrzegał przed próbami rozbijania jedności Zachodu, ale w rzeczywistości był to przytyk do prezydenta Nawrockiego, który podkreśla konieczność utrzymywani silnych związków z USA.
Nie szukajmy wroga na Zachodzie, bo wystarczy nam ten jeden na Wschodzie
– mówił premier.
Jest prawdą, co podkreślił w wystąpieniu premier Tusk, że prowokacja wpisuje się w szerszy kontekst. Już w piątek mają rozpocząć się rosyjsko-białoruskie manewry Zapad, a jednym z potencjalnych celów pozostaje przesmyk suwalski.
Zełenski chce wciągnąć do wojny innych
Co zrozumiałe w przypadku przywódcy kraju ogarniętego wojną, sytuację szybko postanowił wykorzystać prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. W pośpiechu opublikował na platformie X wpis, w którym apelował o jedność Zachodu wobec Rosji. Jego zdaniem nocne wydarzenia oznaczają nową fazę eskalacji. Stwierdzenie nie tyle odkrywcze, co dla niego niezwykle użyteczne w budowaniu narracji o konieczności dalszego wsparcia dla Ukrainy, a przede wszystkim, zaangażowaniu się w konflikt Zachodu.
Jeden „Shahed” można by nazwać wypadkiem, ale to co najmniej osiem dronów uderzeniowych wycelowanych w Polskę. Niezwykle niebezpieczny precedens dla Europy
– napisał.
Zełenski podkreślił, że potrzebna jest wspólna reakcja całego Zachodu.
Rosja musi poczuć konsekwencje. Opóźnianie restrykcji oznacza jedynie zwiększenie brutalności ataków. Potrzebna jest zdecydowana reakcja – i może to być jedynie wspólna reakcja wszystkich partnerów: Ukrainy, Polski, Europejczyków i Stanów Zjednoczonych
– skonstatował prezydent Ukrainy.
Eksperci: test dla NATO i polskiej obrony
Podobnego ataku, jak ten z dzisiejszej nocy, można się było spodziewać. Wskazywały na to ostatnie wydarzenia z dronami, które wlatywały do Polski. Już wtedy specjaliści podkreślali, że Rosjanie testują w ten sposób polskie systemy wykrywania. Generał Mirosław Różański w wywiadzie dla TVN24 zwrócił uwagę, że nie chodzi tylko o sprawdzanie polskich systemów.
To nie jest testowanie polskich, lecz NATO-wskich systemów. Putin sprawdza, czy NATO będzie reagowało, gdy te drony będą wlatywały w naszą przestrzeń powietrzną
– mówił w TVN24.
Inny były wojskowy, komandor rezerwy Marian Dura przestrzegł z kolei przed ryzykiem wyczerpywania polskiego potencjału obronnego.
Oni na początku testowali nasze systemy, ale teraz mogą chcieć uszczuplić zasoby polskiego lotnictwa na przyszłość. Dlatego celem na dziś jest znalezienie rozwiązań, które będą nas chronić, ale nie będą nas pozbawiać potencjału
– powiedział dziennikarzom.
Konsekwencje geopolityczne i gospodarcze
Dzisiejsze wydarzenia wykraczają daleko poza wymiar militarny. Polska – czy tego chce, czy nie – została jednoznacznie wpisana w mapę rosyjskiej wojny przeciwko Zachodowi. To oznacza nie tylko większą odpowiedzialność w ramach NATO, ale także konsekwencje gospodarcze. I wcale nie chodzi tutaj o konieczność wydawania większych środków na obronność.
Każdy kolejny incydent będzie wpływał na postrzeganie naszego kraju przez inwestorów, którzy z niepokojem obserwują stabilność regionu. Polska z zaplecza wojny staje się jej realnym uczestnikiem, a to zmienia perspektywę polityczną, militarną i ekonomiczną. My w Polsce wiemy, że formalnie nie jesteśmy w stanie wojny – i być może nigdy w nim formalnie nie będziemy – ale dla inwestorów oraz ich doradców w Azji, Ameryce Łacińskiej czy w Europie Zachodniej, po dzisiejszym ataku, nasz kraj jawi się już jako część frontu.
Rosja może nigdy nie zaatakować Polski wprost, ale powtarzając podobne prowokacje – raz bardziej zuchwale, innym razem subtelniej, wywołując zniszczenia albo „tylko” panikę – będzie realnie wpływać na naszą sytuację, również gospodarczą. Zachód w końcu może się znieczulić na nasze apele, a Moskwa, przesuwając granice raz dalej, raz bliżej, osiągnie jeden efekt: wizerunkowe utrwalenie przekonania, że Polska jest już w stanie wojny z Rosją.
Nowa rzeczywistość
Premier starał się uspokajać nastroje, mówiąc, że „nie ma powodu, by twierdzić, że stanęliśmy w obliczu wojny”, ale równocześnie przyznał: „mamy coś, co przekracza granicę zwykłych prowokacji”.
W praktyce oznacza to wejście w nową erę bezpieczeństwa. Polska już nie jest postrzegana jako kraj obok wojny, ale stała się jej częścią. A konsekwencje tej nocy odczujemy nie tylko w polityce i wojsku, ale także w gospodarce i codziennym życiu obywateli.

