Prawa strona po cichu szykuje się do przejęcia schedy po rządach Tuska. Jeśli obecne notowania Prawa i Sprawiedliwości oraz Konfederacji utrzymają się, partie mają szansę na wspólne rządy. Teraz trwa rozpoznanie bojem. Z jednej strony obóz PiS – zorganizowany, doświadczony i z liderem, który od dwóch dekad wyznacza kierunek. Z drugiej – młoda, buńczuczna Konfederacja, której rosnące ambicje i notowania stają się źródłem napięć.
Chociaż obie formacje odwołują się do elektoratu patriotycznego i konserwatywnego, wizja wspólnych rządów coraz bardziej przypomina równanie z wieloma niewiadomymi.
Kaczyński straszy, ale i ostrzega
Jarosław Kaczyński, choć wciąż pozostaje najważniejszą postacią polskiej prawicy, coraz częściej zmuszony jest odnosić się do Konfederacji. Ma świadomość, że to nie są „młodzi chłopcy” z Ligi Polskich Rodzin z którymi rządził w latach 2005-2007. Mimo to, nie traktuje Konfederacji do końca poważnie. W czwartek w Białymstoku stwierdził, że ma informacje o kuszeniu konfederatów przez Platformę Obywatelską.
Ostatnio krążą wieści, których nie będę powtarzał
– powiedział prezes PiS.
W dalszej części wystąpienia, były premier zarzucił Konfederacji gotowość do rozmów z Platformą Obywatelską, sugerując, że jej deklaracje patriotyczne są niewiele warte. To oczywiste, w ten sposób Kaczyński buduje narrację, że jedynie PiS jest w stanie zagwarantować Polsce stabilny, narodowy kurs. To ewidentna próba odcięcia Konfederacji od prawego elektoratu, ale też poważny sygnał, że PiS nie jest pewien i obawia się twardych negocjacji.
Stare kontra nowe
Również w czwartek doszło do innego spotkania, tym razem Mateusza Morawieckiego ze Sławomirem Mentzenem podczas spotkania „Piwo z Mentzenem”. Tu również było widać różnice, paradoksalnie, nie tylko stylów. Były premier, reprezentujący obóz doświadczony i instytucjonalny, bronił dorobku rządów PiS, szczegółowo wyliczając ulgi podatkowe i wzrost wpływów z CIT. Mentzen z kolei, korzystając z energii i formatu swojego show, atakował wizerunek PiS jako partii obciążonej „systemem”, zależnej od prezesa i obciążonej licznymi wpadkami.
Mówienie „PiS, PO – jedno zło” to kompletne nieporozumienie. To skrajny fałsz i manipulacja. […] Powiem krótko – Jarosław Kaczyński jest sigmą polskiej polityki
– mówił M. Morawiecki.
Dobre jest to, że to starcie nie było tylko sporem personalnym, ale na argumenty. Pokazało dwie logiki prawicy: pragmatyczną i opartą na instytucjach – Morawiecki, a także buntowniczą, medialną i nastawioną na kontestację – Mentzen.
Kuszenie i pokusy
Sondaże pokazują, że Konfederacja z wynikiem powyżej 11 proc. staje się trzecią siłą polityczną w kraju. To rodzi pytania o jej rolę po wyborach. PiS chciałby ją osłabić i zmusić do podporządkowania, ale część polityków obecnej koalicji rządzącej, jak wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski z PSL, otwarcie mówi o możliwości rozmów z „liberalnym skrzydłem” Konfederacji. Do takiego porozumienia miałoby dojść po wyborach, gdyby obecnej koalicji zabrakło głosów w Sejmie.
To kuszenie z różnych stron stawia młodą formację w roli potencjalnego „języczka u wagi”. Jednocześnie pokazuje jej słabość. Oto dwie największe partie wiedzą, że formacja Mentzena i Bosaka jest tak niejednolita, że jest doskonałym miejscem do ewentualnych „łowów”. Pierwszy, nie miałby problemów z wejściem w koalicję z PO, a nawet Lewicą i PSL-em. Drugi, z całą pewnością na taki układ by nie poszedł.
Dwa lata w polityce to po prostu epoka. Uważam, że nasza koalicja powinna zapracować na kolejną kadencję, a jeżeli zabraknie nam głosów, trzeba rozmawiać z liberalną częścią Konfederacji
– napisał kilka dni temu na platformie X wicemarszałek Zgorzelski.
Problemy młodej partii
Problem w tym, że Konfederacja sama daje argumenty krytykom. Partia chcąca uchodzić za merytoryczną, ma poważne problemy z potwierdzeniem tego wizerunku. „Rzeczpospolita” ujawniła, że w ostatnich latach trzykrotnie traciła dostęp do środków sejmowych z powodu spóźnień w składaniu sprawozdań finansowych. Dla wyborców nie jest to może najważniejszy sygnał, ale dla polityków pokazuje niedojrzałość organizacyjną ugrupowania.
PiS, choć często oskarżany o centralizm i „partię wodzowską”, ma sprawne zaplecze i tysiące kadr w samorządach, spółkach i administracji. Konfederacja to wciąż partia kilku głośnych liderów, wsparta mediami społecznościowymi i oddolnym entuzjazmem, ale z ograniczoną infrastrukturą.
Wspólne rządy. Czy w ogóle możliwe?
Scenariusz, w którym PiS i Konfederacja tworzą wspólny rząd, wydaje się coraz trudniejszy do zrealizowania. Z drugiej strony, jeśli konfederaci chcą być wiarygodni, innej alternatywy nie mają. Faktem jest, że PiS boi się utraty kontroli i rozmycia swojego programu, zwłaszcza tego socjalnego, a Konfederacja nie chce zostać połknięta przez silniejszego partnera. Wzajemne oskarżenia, ostrzeżenia Kaczyńskiego, ironia Mentzena i analityczne kontrargumenty Morawieckiego, to tylko wierzchołek góry lodowej. Wstęp do jeszcze mocniejszej wymiany ognia.
Robert Bagiński

