Afera KPO nie była „zwykłym skandalem dnia”, który wybucha nagłówkiem, a gaśnie kilka godzin później. Jest wirusem politycznym nowego typu, który wgryzł się w świadomość społeczną i nawet kilka dni po pierwszych tekstach, nadal karmiony jest przez algorytmy. Pokazuje to najnowsze badanie dla dziennika „Rzeczpospolita”. Według badań ponad 70 proc. Polaków uważa, że afera KPO zaszkodzi rządowi Donalda Tuska. Co ważne, tak uważają nie tylko wyborcy opozycji, ale również koalicji rządzącej.
Dlaczego ta afera jest inna niż wszystkie? Ponieważ uderza w to, czego Polacy nie wybaczają żadnej władzy: powszechne poczucie niesprawiedliwości i przekonanie, że „elity żyją za nasze” i nie rozumieją problemów zwykłych ludzi.
Afera KPO: niebezpieczne liczby
Z sondażu opublikowanego przez „Rz” wynika, że 72,9 proc. badanych jest przekonanych, iż afera KPO zaszkodzi rządowi Donalda Tuska. Tylko 22,7 proc. uważa inaczej. Co szczególnie znaczące: ponad połowa wyborców partii koalicyjnych (53,9 proc.) również uważa, że sprawa podkopie zaufanie do rządu.
Najbardziej krytyczni są sympatycy Lewicy (91 proc.), ale także elektorat Trzeciej Drogi (68 proc.) i Platformy Obywatelskiej (65 proc.). Innymi słowy, nawet własna baza premiera Tuska dostrzega problem z tą aferą, postrzegając ją negatywnie, jako niezgodną z tym co było przez rząd deklarowane.
Dlaczego ta afera jest inna?
Fenomen afery KPO był kilka dni temu przedmiotem raportu Europejskiego Kolektywu Analitycznego „Res Futura”. Badacze podkreślili w swoich wnioskach, że afera KPO wymyknęła się schematowi typowych afer politycznych. Zwykle skandale zaczynają się od nagrań, przecieków lub dziennikarskich śledztw. Tym razem źródłem były… suche dane bez narracji: listy beneficjentów, kwoty i opisy projektów. Resztę zrobiła wyobraźnia i obrazy.
Jachty, sauny, klub swingersów… to zadziałało na wyobraźnię i wystarczyło, by w kilka godzin sprawa przeszła z poziomu sporu proceduralnego w ogólnonarodową opowieść o elitach, które „ustawiają się za nasze”. Algorytmy pokochały ten format, ponieważ był łatwy do przetworzenia, symboliczny oraz nacechowany emocjami.
To nie historia, która zniknie, gdy pojawi się nowy temat. To proces, który może wracać przy każdej okazji
– czytamy w raporcie Res Futura.z raportu, w ciągu 48 godzin od pierwszych publikacji temat KPO osiągnął ponad 400 milionów odsłon i wyświetleń online. Liczba wzmianek przekroczyła 350 tysięcy, a fraza „KPO” stała się numerem jeden w wyszukiwarkach Google w Polsce. Takiego zasięgu nie miała żadna inna afera ostatnich lat, ani „Willa+”, ani „Fundusz Sprawiedliwości”.
Dlaczego rząd ma pod górkę?
Problem dla rządu Tuska polega na tym, że tu nie wystarczy jedno wystąpienie, jedna kontrola czy konferencja prasowa, co rząd nieudolnie starał się realizować. Algorytmiczny obieg treści sprawia, że temat wraca falami nawet kilka dni po pierwszych informacjach: raz jako mem na TikToku, innym razem jako komentarz przedsiębiorcy czy analiza ekonomisty. Każdy nowy szczegół, każda lista beneficjentów i każda kontrola NIK może wywołać kolejną falę.
Afera KPO nie jest tylko kryzysem wizerunkowym. To katalizator, który wzmacnia całą bazę antyelitarnych treści w polskiej polityce
– podkreśla Res Futura.
KPO to nie afera, którą rząd może „przykryć” nowym tematem. I nie przykryła jej sprawa negocjacji pokojowych w sprawie wojny na Ukrainie, ani nawet upadek drona na Lubelszczyźnie. Dla władzy to sygnał alarmowy, bo jeśli nawet własny elektorat uznaje, że afera szkodzi rządowi, to problem nie jest chwilowy. Narracja o „wałach” i „lewiźnie” przy KPO będzie powracać jeszcze często.
Robert Bagiński

