Ukraińcy nie są zadowoleni z faktu, że prezydentem został Karol Nawrocki. Zdają sobie sprawę, że nie będzie tak spolegliwy, a momentami naiwny jak Andrzej Duda, ani tak proniemiecki, jak byłby Rafał Trzaskowski, gdyby wygrał wybory. Strona ukraińska miała swój udział w odsunięciu Prawa i Sprawiedliwości od władzy. Teraz Ukraińcy muszą się przygotować na rozmowy z partnerem bardzo wymagającym.
Ukraińscy politolodzy przyznają, że choć „chemii już nie będzie”, to jednak możliwy jest konstruktywny dialog. Jednak pod powierzchnią oficjalnych gestów kryją się głębokie napięcia, ponieważ stanowisko Karola Nawrockiego w kampanii wyborczej, ale także już po wyborze na urząd Prezydenta RP, było bardzo stanowcze. Chodzi o kwestie historyczne związane z ludobójstwem Ukraińców na Polakach, ale także postawione w związku z tym warunki, dotyczące przyszłości Ukrainy w NATO i UE.
Kampania, która wzbudziła niepokój
Prezydencka kampania Nawrockiego była w Kijowie obserwowana jak żadna wcześniejsza. Jego stanowcze wypowiedzi, które interes Polski stawiały wyżej niż ten ukraiński, a także sceptycyzm wobec członkostwa Ukrainy w strukturach Zachodu sprawiły, że niektórzy komentatorzy nazwali go „polskim Janukowyczem”.
Oficjalny Kijów starał się zachować powściągliwość, ale w kręgach eksperckich dyskutowano o potencjalnych zagrożeniach
– przyznaje w rozmowie z Wirtualna Polską Jurij Panczenko z Europejskiej Prawdy.
Rana wciąż niezagojoną, a w ostatnich dniach nawet rozdrapywaną, jest temat ukraińskiego ludobójstwa na Wołyniu. Co prawda, po latach wysyłania wniosków, Ukraińcy zgodzili się na pracy ekshumacyjne w kilku miejscowościach, ale to zaledwie mały kroczek w tym, czego się od nich oczekuje w tak oczywistej dla polskiej strony sprawie.
Inna sprawa, że i ta zgoda została wydana w czasie kampanii wyborczej i bynajmniej, nie miała służyć zwycięstwu Karola Nawrockiego, ale wzmocnieniu strony rządowej. Prezydent Nawrocki już w pierwszej rozmowie z Wołodymyrem Zełenskim podkreślił, że jest „głosem narodu domagającego się zmiany podejścia Ukrainy do nierozwiązanych spraw historycznych”.
Na Ukrainie refleksji nie ma
Dla Kijowa powinien tu być jasny sygnał. Niestety, elity ukraińskie interpretują sprawę całkiem inaczej. Uważają, że polska polityka historyczna jest „zabetonowana”, a ustawa z czerwca 2025 r..a potwierdzeniem tego, jest dla nich nawet ustawa ustanawiająca 11 lipca Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa OUN-UPA.
Jeśli Nawrocki postawi na eskalację, Ukraina będzie musiała znaleźć dyplomatyczne wyjście(…). Być może będzie to qui pro quo: symboliczne ustępstwa w zamian za wsparcie strategicznych interesów
– mówi w rozmowie z wp.pl ukraiński politolog Oleh Saakian.
Łączą nas kwestie bezpieczeństwa
Jedynym mostem łączącym Warszawę i Kijów pozostaje wspólne zagrożenie ze strony Rosji. Z tym dyskutować się nie da, choć trudno nie zauważyć, że Ukraińcy zapomnieli już o wsparciu jakie otrzymali ze strony Polski w czasie, gdy Europa czekała na ich porażkę. Gdyby bezpieczeństwo rozumieć szerzej, także w obszarze gospodarczym i żywnościowym, to był czas, gdy strona ukraińska – wspierana przez Niemcy i instytucje UE – wypowiedziała Polsce wojnę.
Dzisiaj, pozostaje Ukraińcom podnosić oczywisty fakt, którego nikt nie kwestionuje, a który determinuje przyszłość obu krajów na przyszłość: położenie geograficzne.
Geografii nie zmienimy, a wyzwania bezpieczeństwa są wspólne
– podkreśla Saakian.
Chcieliby, aby było jak za Dudy
Ukraińscy eksperci liczą, że Nawrocki, mimo swojej retoryki z kampanii, zrozumie, iż silna Ukraina leży w interesie Polski. Mniej rozumieją to, że Polska i Polacy mają prawo obawiać się silnej Ukrainy, bo jej lojalność oraz dobre intencje nie są do końca znane. Były w ostatnich 3 latach weryfikowane i nie wystawia to dobrej oceny państwu ukraińskiemu.
Nastroje izolacjonistyczne nie zniknęły, ale mamy nadzieję, że ton się złagodzi
– mówi Saakian.
Tym samym, ze strony Kijowa – także w polskich mediach – trwa lobbing na rzecz „programu minimum”: unikania konfliktów i ochrony tego, co jeszcze pozostało z dobrych czasów, kiedy to prezydent Andrzej Duda godził się na wszystko, o co tylko poprosił prezydent Ukrainy.
Ukraina zdaje sobie sprawę, że nie będzie powrotu do czasów przyjaźni Dudy i Zełenskiego. Ekshumacje na Wołyniu i współpraca gospodarcza, mogą być testem dla obu stron. Rzecz w tym, że Polska okazała przyjaźń, solidarność oraz lojalność wielokrotnie, a Ukraina miała na to wiele okazji, ale nie skorzystała.
Teraz, politolodzy, dziennikarze oraz politycy z Kojowa, próbują twierdzić, że „piłka jest po stronie polskiej”, chociaż jest całkiem odwrotnie.
Robert Bagiński

