Całą Polskę obiegł kilka tygodni temu filmik z Gdańska, gdzie na trawnikach i chodnikach przy ulicy Polanki, modliły się tysiące muzułmanów. Nie jest to widok powszechny, jak ma to miejsce w Hiszpanii, ale nawet tam zirytował władze jednego z samorządów. W jednej z gmin zakazano wyznawcom Allaha modlitw w miejscach publicznych
Dokładnie chodzi o władze gminy Jumilla na południowym wschodzie Hiszpanii. Wydały one zakaz organizowania modlitw przez muzułmanów w miejscach publicznych należących do samorządu terytorialnego. Nowa regulacja odnosi się uroczystości religijnych związanych z zakończeniem Ramadanu, a także święta Eid al-Adha. Zakaz modlitw muzułmańskich wprowadzono z inicjatywy konserwatywnej partii Vox, którą poparli samorządowcy z centroprawicowej Partii Ludowej. Dotyczy udostępniania wyznawcom islamu do modlitw miejsc użyteczności publicznej, głównie hal sportowych, znajdujących się pod nadzorem gminy Jumilla.
Nie dla modlitw w miejscach publicznych
Nie obyło się bez reakcji władz centralnych. W odpowiedzi na decyzję samorządowców, centrolewicowy rząd Hiszpanii Pedro Sancheza ogłosił, że dokładnie przyjrzy się decyzji samorządowców. Wskazał, że przepisy władz lokalnych mogą uderzać w zagwarantowaną w hiszpańskiej konstytucji zasadę wolności religijnej.
Co oczywiste, krytycznie do przepisów władz lokalnych w Jumilla wypowiedzieli się przedstawiciele organizacji muzułmańskich z Hiszpanii. Kierujący Komisją Islamską w strukturach władz wspólnoty autonomicznej Murcji Walid Habbal, stwierdził, że miejscowi muzułmanie „są w szoku”. Dodał, że zakazanie wyznawcom islamu modlenia się w miejscach użyteczności publicznej podległych władzom samorządowym jest działaniem dyskryminującym mniejszość wyznaniową.
Tak jak Hiszpanie organizują swoje msze i procesje, np. w okresie Wielkiego Tygodnia, tak samo i my chcemy, aby nasze dzieci mogły identyfikować się z naszymi kulturami, świętami (…), bez kompleksów
– podsumował Walid Habbal.
W niewielkiej gminie Jumilla, gdzie mieszka 27 tys. osób, odsetek wyznawców islamu wynosi około 8 proc. Wśród nich przeważają imigranci z Maroka i Algierii.
Przelewa się nawet lewicowcom
Nielegalna migracja, to w Hiszpanii bardzo poważny problem. Nie o wszystkim dowiadujemy się, ponieważ lewicowy rząd kontroluje media i dba o to, aby nie wszystkie informacje wypływały poza kraj. Wiadomo jednak, że duża część muzułmanów przebywa w Hiszpanii nielegalnie. Kilka tygodni temu ukazał się sondaż potwierdzający, że większość obywateli Hiszpanii, w tym wyborcy lewicy, opowiada się za masową deportacją wszystkich nielegalnych imigrantów.
Rządzona przez koalicję socjalistów i komunistów Hiszpania jest jednym europejskich państw, w których przemoc imigrantów z Afryki wobec rodzimego społeczeństwa jest codziennością. Po kolejnym pobiciu,, tym razem starszego mężczyzny w Torre-Pacheco na południu Hiszpanii, lokalni mieszkańcy masowo wyszli na ulice, aby wyrazić swój protest przeciwko masowej migracji. Z kolei marokańscy imigranci zaczęli nawoływać na kanałach społecznościowych, by pobić jak najwięcej z nich. Doszło do zamieszek.
Hiszpanie nie chcą migrantów
to co Polsce dopiero grozi, tam w Hiszpanii jest już standardem. Ważne, aby o tym wiedzieć, ponieważ stosunkowo łatwo jest migrantów przyjąć i dać im w pierwszych miesiącach wsparcie, ale znacznie trudniej się ich pozbyć, gdy zaczynają stwarzać zagrożenie. Z sondażu zrealizowanego przez pracownię Sigma Dos dla „El Mundo” wynika, że 70 procent Hiszpanów popiera deportacje nielegalnych imigrantów z ich kraju. Ankieterzy pytali o flagowy projekt partii Vox, który zakłada masową deportację wszystkich nielegalnych imigrantów.
Jeśli chodzi o sympatyków centrolewicowej Partii Ludowej, to poparcie dla tej koncepcji wyraziło 92 proc. z nich. Wyborcy prawicowej partii Vox popierają to rozwiązanie w 89 procentach. Z kolei wśród zwolenników Partii Socjalistycznej poparcie dla masowych deportacji okazało 57 proc. pytanych.
Jedyna formacja, której sympatycy w sondażu w większości opowiedzieli się przeciwko masowym deportacjom, to skrajnie lewicowa niszowa partia Sumar. Propozycję odrzuca 67 procent pytanych.
Robert Bagiński

