W 81 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego głos weteranów brzmi szczególnie donośnie. W studiu Radia Republika Jakub Tomasz Nowakowski ps. „Tomek”, żołnierz legendarnego Batalionu „Zośka”, opowiadał jak wyglądały dni, które powinny być dla wszystkich ważną lekcją patriotyzmu. Jego relacja burzy utrwalone schematy, ukazując chaos pierwszych godzin zrywu i żołnierskie dylematy, o których podręczniki milczą.
Godzina „W” która nadeszła za wcześnie
Opowieść bohatera już od samego początku pokazuje, że sytuacja zmieniała się z chwili na chwilę. 1 sierpnia 1944 r. Żoliborz miał stanąć do walki o godz.17:00. Tymczasem powstańcza rzeczywistość zweryfikowała te plany już przed południem. „To był klasyczny przykład wojennego przypadku” – wspomina „Tomek”, opisując potyczkę, która przyspieszyła historię.
Kolumnę z bronią wpadła na niemieckich żandarmów. Padły strzały, Niemcy błyskawicznie zablokowali dzielnicę. W ten sposób Żoliborz walczył samotnie, zanim jeszcze oficjalnie rozpoczęło się powstanie
– mówił w Radio Republika bohater „Tomek”.
W tym momencie rozpoczyna się osobisty dramat młodego żołnierza. Otrzymuje dwa sprzeczne rozkazy: od dowódcy plutonu – nakazujący dołączenie na Bielany, a także od kompanii – aby stawił się natychmiast na Woli. Decyzja w takich chwilach może oznaczać życie lub śmierć i to nie tylko dla niego, ale również całego oddziału.
Paradoksalny odwrót: Do Puszczy po broń
Najbardziej zaskakujący fragment relacji dotyczy… wycofania się powstańców z Żoliborza. Weteran mocno podkreśla, że to nie była żadna ucieczka, ale taktyczna i wynikająca z wojennej strategii konieczność.
Mieliśmy po kilka naboi na karabin. Kampinoskie oddziały dostały zrzuty z Zachodu. Poszliśmy tam jak po receptę do apteki – wrócić z bronią albo zginąć próbując
– wspominał w rozgłośni weteran.
Ten epizod burzy mit o powszechnym fanatyzmie „za wszelką cenę”, który jest kreowany przez niektóre środowiska. Potwierdza, że powstańcy, chociaż najczęściej byli ludźmi bardzo młodymi, wykazali się zimną kalkulacją, a w tym konkretnym przypadku – odwrót stał się warunkiem dalszej walki.
Fabryka Opla: Powstańczy poligon doświadczalny
Najmniej znany fragment opowieści dotyczy taktyki „żywych tarcz”. „Niemcy regularnie jeździli po części zamienne do fabryki przy Słowackiego” – opisuje „Tomek”.
Wiedzieliśmy, że o 10:00 przyjadą ciężarówki. Wykorzystywaliśmy cywilów jako… mimowolną osłonę. Gdy Niemcy zwalniali przed tłumem, uderzaliśmy
– opowiadał.
To kontrowersyjne wspomnienie pokazuje moralne dylematy tamtych dni. Powstańcy wykorzystywali różnych strategii, które na pierwszy rzut oka mogą się dzisiaj wydawać kontrowersyjne, ale były jedyną szansą na to, aby kontynuować walkę. Granice w walce o przetrwaniem między heroizmem a desperacją, bywały niewyraźne. Wszyscy jednak wiedzieli, że walczą w słusznej sprawie.
Przekaz dla współczesnych
Końcowe słowa weterana nabrały współczesnego wydźwięku. Bohater mówił o tym, jak ważna jest dzisiaj prawda historyczna, którą niektóre ośrodki próbują zakłamywać. Zwrócił uwagę na fakt, że Niemcy do dzisiaj nie rozliczyli się ze zniszczeń jakich dokonali w Warszawie. Wskazał też, dlaczego stacja w której mówił, tak radiowa i telewizyjna, jest ważna w przekazywaniu prawdziwej historii.
Pozdrawiam słuchaczy Republiki, z którą sympatyzuję, której słucham. Lubię tę stację i uważam, że ma właściwy kierunek
– powiedział
To nie tylko sentymentalne wspomnienie „Tomka”, ale aktualna polityczna deklaracja. Weteran jednoznacznie wskazuje, gdzie dziś bije serce powstańczego etosu.
Robert Bagiński

