Kanclerz Friedrich Merz ogłosił zamiar udziału Niemiec w ochronie polsko-białoruskiej granicy. Tymczasem od miesięcy zachodnia granica Rzeczypospolitej jest miejscem nielegalnych przepływów migrantów, których niemieckie służby przerzucają w głąb Polski. W obliczu takich działań deklaracje Berlina brzmią jak prowokacja, nie jak oferta współpracy.
„Pomoc”, która zaczyna się od hipokryzji
Chociaż Niemcy nie graniczą bezpośrednio ani z Rosją, ani z Białorusią – co jak wiadomo jest ich odwiecznym marzeniem – kanclerz Merz uznał polsko-białoruską linię graniczną za strategicznie istotną dla Berlina. Postanowił w mediach podziękować Polsce za zatrzymywanie presji migracyjnej i zapowiedzieć „ścisłą współpracę” z rządem Donalda Tuska w tej sprawie.
Rzecz w tym, że jak zwykle Polacy dowiadują się o tej ofercie z niemieckich mediów, ponieważ rząd polski – chociaż ma już rzecznika prasowego – nie uznał tych informacji za ważnych.
Będziemy brać udział w ochronie zewnętrznych granic europejskich i nie pozostawimy tej obrony tylko tym, którzy bezpośrednio posiadają zewnętrzne granice na swoim terytorium
– ogłosił Merz.
Berlin działa, Warszawa milczy
Od lipca br. Polska wprowadziła tymczasowe kontrole na granicach z Niemcami i Litwą, odpowiadając na falę nielegalnych przekroczeń granicy przez migrantów. Polskie media publikowały nagrania z granicy, gdzie niemieckie służby przewoziły do Polski nielegalnych migrantów. Służby niemieckie wielokrotnie doprowadzały cudzoziemców do granicy i pozostawiały ich po stronie polskiej – wszystko bez formalnych procedur, bez porozumień.
Deklaracja kanclerza Merza sprawia wrażenie elementu szerszej narracji, w której Berlin próbuje zbudować pozycję głównego rozgrywającego w sprawach bezpieczeństwa europejskiego. W rzeczywistości Polska od miesięcy zmaga się sama z konsekwencjami niemieckiej otwartości na migrację.
Teraz ci sami politycy, którzy odpowiadają za chaos na zachodzie, pojawiają się na wschodzie, mówiąc o „skutecznych działaniach” i „przyjaźni”. To nie brzmi jak oferta współpracy, ale kolejny krok w realizacji strategii. Niestety nie polskiej…
Robert Bagiński

