Przez ostatnie dni opinia publiczna była świadkiem bezprecedensowej kampanii, której celem jest podważenie nie tylko wyborów prezydenckich, ale również autorytetu organów konstytucyjnych. Mimo uznania wyborów przez Państwową Komisję Wyborczą, a także wszystkie siły polityczne w Polsce – z wyjątkiem Platformy Obywatelskiej – trwa wokół nich „chocholi taniec” w którym pierwszą rolę gra poseł Roman Giertych. Niestety, przy aprobacie premiera polskiego rządu oraz ministra sprawiedliwości.
Opublikowane w czwartek przez Sąd Najwyższy protokoły z przeliczeń głosów w 13 komisjach nie pozostawiają wątpliwości: błędy o których mówiono, że są „masowe”, okazały się być jednostkowe i już dawno odkryte. A jednak, wspomniani politycy, a także wtórujące im rządowe media, z uporem maniaka próbują wmówić Polakom, że coś „śmierdzi”. Co dokładnie? Tego nie wiedzą nawet oni, ponieważ wskazane przez nich „nieprawidłowości” miały charakter… statystyczny.
Od protestów do podważenia sądu
Gra, która się obecnie toczy, nie ma nic wspólnego z demokracją. To brutalna polityczna wojna o władzę i wpływy, której celem jest obniżenie wiarygodności wyboru na Prezydenta RP Karola Nawrockiego. W sumie, to było do przewidzenia, że tak właśnie się stanie, jeśli te wybory przegra kandydat koalicji rządzącej, Rafał Trzaskowski. Najpierw były więc protesty – zaskakująco podobne i zbieżne z przekazem dnia obozu rządowego. Później manipulacje medialne. A teraz, frontalny atak na Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, która zgodnie z Konstytucją i ustawami, ma stwierdzić ważność wyborów.
I choć przez ostatnie pięć lat ten sam SN orzekał już w sprawie wyborów prezydenckich, parlamentarnych, samorządowych i europejskich, nikt nie kwestionował jego legalności. Ba, na jego orzeczeniu oparta jest ważność wyborów parlamentarnych z 2023 roku, gdy władzę w Polsce przejęła koalicja KO-Trzecia Droga – Lewica. Dziś jednak, gdy werdykt może nie przypaść do gustu ludziom Tuska, Giertycha i Bodnara, nagle pojawiły się krzyki o „sędziach z nadania PiS”. Trudno mieć wątpliwości, że to nie jest troska o państwo, ale zimna kalkulacja.
Giertych na froncie destabilizacji
Roman Giertych nie byłby sobą, gdyby nie próbował pójść o krok dalej. Najpierw apelował do marszałka Sejmu, by nie zwoływał Zgromadzenia Narodowego, co byłoby złamaniem Konstytucji. Potem pojawiła się jeszcze bardziej groteskowa wersja, by zwołał wspólne posiedzenie posłów i senatorów, ale przerwał je bez zaprzysiężenia. Ten pomysł godny politycznego kabaretu zyskał jednak posłuch w środowiskach Platformy Obywatelskiej i dzisiaj jest testowana możliwość jego realizacji.
Marszałek Hołownia znalazł się w historycznym momencie, który może go uczynić p.o. Prezydenta RP na kilka tygodni, albo mężem stanu na zawsze. Dawno, nie zależało w Polsce tak wiele, tylko od jednego człowieka.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia, postawiony pod ścianą, jak dotąd deklaruje, że posiedzenie się odbędzie. Podkreśla, że nie zmieni zdania w tej sprawie, ale nacisk jest wyczuwalny. Pojawiają się już głosy o możliwej zmianie marszałka. I choć to na razie polityczny szept, historia III RP zna przypadki, gdy takie szepty kończyły się sejmowymi trzęsieniami ziemi. Bez wątpienia, marszałek Hołownia znalazł się w historycznym momencie, który może go uczynić p.o. Prezydenta RP na kilka tygodni, albo mężem stanu na zawsze. Dawno, nie zależało w Polsce tak wiele, tylko od jednego człowieka.
Donald Tusk szczuje i rozhuśtuje
Premier nie tylko nie gasi pożaru, ale każdego dnia dolewa do niego benzyny. „Wiem, trudno znaleźć legalne i skuteczne sposoby działania w tym ustrojowym bałaganie” – napisał na platformie X, czym otwarcie zasugerował gotowość do nieliczenia się z prawem. To nie jest język szefa polskiego rządu, ale retoryka politycznego cynika, który – jak w końcówce Rzeczypospolitej Obojga Narodów – jest gotów rozhuśtać każdą instytucję, byle tylko zachować kontrolę. Nawet za cenę ośmieszenia własnego państwa na arenie międzynarodowej.
Nie ma wątpliwości, że minister Adam Bodnar nie ma dla Donalda Tuska żadnego znaczenia. Premier ma go za nic, tak jak Józef Stalin miał za nic Ławrientija Berię.
Jest jeszcze rola ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Nie ma wątpliwości, że on sam nie ma dla Donalda Tuska żadnego znaczenia. Premier ma go za nic, tak jak Józef Stalin miał za nic Ławrientija Berię. Ten próbuje więc udowodnić swoją przydatność w roli tego, który podważa legalność wyborów, choć rola ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego nie jest w tym procesie w żaden sposób opisana. Gdyby była, mielibyśmy państwo prokuratorskie. Tymczasem mamy państwo przez prokuratorów demolowane.
Polska nie może być zakładnikiem histerii
Karol Nawrocki został wybrany Prezydentem RP w demokratycznych wyborach. Nie ma powodu, by dziś próbować podważać jego mandat metodą salami: raz przez zamieszanie z kartami, raz przez „neoKRS”, a innym razem przez zakulisowe naciski na marszałka Sejmu. Każdy z tych kroków nie służy Polsce, tylko pogłębia chaos.
I Rzeczypospolitej też nie upadła przecież jednego dnia, ale umierała latami, podgryzana przez własne elity. Tak jak robi to teraz Tusk i jego towarzystwo
Jeśli obóz rządzący chce rozliczeń, niech działa zgodnie z prawem. Ale jeśli chce obalić porządek konstytucyjny i sparaliżować państwo, to staje się nie opozycją wobec prezydenta-elekta, ale wobec państwa. Niektórzy powiedzą, że to tylko kolejny kryzys polityczny tzw. duopolu PO-PiS. Nie tym razem i trzeba to szybko zrozumieć, bo im dłużej tak myślimy, tym oni dalej się posuną, twierdząc, że „sprzątają po PiS”. To już dawno nie jest spór PO z PiS, ale prawdziwa bitwa o Polskę. Czy tego chcemy, czy też nie chcemy – w zależności od poglądów – w tej bitwie to Jarosław Kaczyński walczy o Polskę, a Donald Tusk – już całkiem otwarcie – przeciw Polsce.
Obecna działania jak żywo przypominają sytuację I Rzeczypospolitej, która nie upadła przecież jednego dnia, ale umierała latami, podgryzana przez własne elity. Dokładnie tak samo, jak robi to teraz ekipa rządząca. To ma nawet swoją nazwę: to jest zdrada!

