Niemcy systemowo pozbywają się migrantów i bez rozgłosu przerzucają ich do Polski, korzystając z politycznego paraliżu rządu Donalda Tuska. Władza milczy, Straż Graniczna wykonuje polecenia, a mieszkańcy polskich miast dowiadują się o nowych „sąsiadach” dopiero wtedy, gdy ktoś wrzuci film do sieci. W cieniu deklaracji o ochronie granic trwa proceder, który może zdetonować społeczne emocje.
Pozory kontroli, realne skutki
Każdy dzień przynosi nowe informacje o sytuacji na granicy. Paradoksalnie, największe zagrożenie migracyjne istnieje obecnie nie granicy z Białorusią, ale z Niemcami. Rzecz w tym, że ta granica nie jest w żaden sposób chroniona. Realizowana jest tutaj systemowa polityka przerzucania do Polski migrantów, których polskie służby przejmują i przewożą w głąb kraju.
Przejście graniczne Lubieszyn-Linken. 24 czerwca, godzina 20:00. Straż Graniczna podjeżdża trzema autami. Z Niemiec nadjeżdża biały nieoznakowany Mercedes. Wysiada pięciu lub sześciu migrantów z Afryki. SG zabiera ich busem w głąb Polski
– relacjonuje obywatelski patrol, którego nagranie udostępnił jeden z mieszkańców Szczecina. To nie pojedynczy przypadek, ale powtarzający się mechanizm.
Co gorsze, Straż Graniczna działa w koordynacji z niemieckimi służbami. Te przyjeżdżają na polską stronę i formalnie przekazują migrantów polskim pogranicznikom. Według nieoficjalnych informacji, dzieje się to za zgodą, a nawet z polecenia „najważniejszych czynników” w SG.
W cieniu wariactw Giertycha i Bodnara odbywa się masowe przerzucanie migrantów z Niemiec do Polski. Biorą WSZYSTKICH. Mój informator z SG mówi o nawet 50–60 osobach dziennie tylko w regionie szczecińskim
– alarmuje poseł PiS Dariusz Matecki ze Szczecina.
Polski rząd udaje, że nie widzi
Rząd Donalda Tuska oficjalnie deklaruje „twardą politykę migracyjną”, jednak w praktyce odnotowuje się coraz więcej przypadków, w których polskie służby przyjmują migrantów z terytorium Niemiec, nierzadko bez żadnych dokumentów tożsamości i bez dowodu, że wcześniej przebywali w Polsce. Jak zauważają komentatorzy, zamiast skutecznej readmisji mamy do czynienia z cichym pushbackiem, tylko że w drugą stronę.
Tymczasem pojawiają się nowe informacje o migrantach trafiających do domów dziecka, jak w Skierniewicach czy pod Warszawą, a także o grupach obcokrajowców przemieszczających się po Szczecinie czy Zielonej Górze, co wywołuje niepokój mieszkańców.
Nie może być tak, że Zielona Góra staje się miejscem, gdzie rodzice boją się posyłać dzieci do szkoły
– alarmuje w internecie radny Grzegorz Maćkowiak.
Co na to Straż Graniczna?
Oficjalne komunikaty Straży Granicznej nie zaprzeczają istnieniu procederu.
Przekazania cudzoziemców to ustalona procedura
– przyznaje rzecznik Nadodrzańskiego Oddziału SG por. Paweł Biskupik.
Niemieckie służby twierdzą, że chodzi o „przypadki dublińskie”, a więc osoby, które pierwszy kontakt z UE miały na terytorium Polski. Zgodnie z unijnym prawem powinny być tutaj odsyłane.
Problem w tym, że Niemcy nie przedstawiają dowodów na to, że dana osoba rzeczywiście wjechała przez Polskę. Polskie służby nie mają realnych możliwości weryfikacji, bo migranci zwykle nie posiadają dokumentów. Wystarczy, że oświadczą, że są z Somalii czy Erytrei i „przyjechali z Polski”.
Propagandowy głos z niemieckich mediów
Tymczasem w niemieckich mediach nie brakuje złośliwych narracji, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością i wyglądają na „support” dla polskich służb, które potulnie realizują przejmowanie migrantów od służb niemieckich.
Rozgłośnia RBB24 opisuje przypadek 36-letniego Zayeda A., który twierdzi, że został pobity przez polskich funkcjonariuszy, a jego wniosek o azyl zignorowano.
Zamknięto mnie w celi bez okna, bez tłumacza, bez informacji. Dokument miał 20 stron – nie wiem, co podpisywałem
– relacjonuje mężczyzna.
Według RBB24 podobne historie są na porządku dziennym. Berlińska parafia ewangelicka udziela takim osobom tzw. azylu kościelnego, bo jak mówi pastorka Marita Lessny „ludzie boją się powrotu do Polski bardziej niż deportacji do kraju pochodzenia”.
Niemcy podsyłają, Polska przyjmuje. Wbrew obywatelom
Tymczasem, fakty są inne. Na ulicach Szczecina, Zielonej Góry i wielu innych miast widać rosnącą obecność migrantów. Rząd milczy, udając, że problem nie istnieje.
Ostatecznie, to polscy funkcjonariusze przyjmują migrantów z rąk niemieckich. Oficjalnie, na podstawie prawa. W praktyce, na polecenie polityczne. I choć rząd zapewnia, że „panuje nad sytuacją”, mieszkańcy mają prawo czuć się oszukani. Polska „polityka migracyjna” nie rozgrywa się na granicy z Niemcami, gdzie polskie służby jej nie pilnują, ale rozgrywa się w każdym polskim mieście.
Robert Bagiński

