W cieniu eksplozji i z glosami grozy w tle, Bliski Wschód ponownie staje się areną wydarzeń, które mogą przesądzić o przyszłości nie tylko regionu, ale i świata. Operacja „Powstający Lew”, rozpoczęta przez izraelskie siły zbrojne, to nie tylko spektakularny wojskowy manewr, ale sygnał nowej epoki w konflikcie izraelsko-irańskim. Oto kulisy, reakcje i potencjalne skutki wydarzenia, które może zmienić globalny porządek.
Uderzenie wyprzedzające, które ma zatrzymać czas
Izraelskie naloty na cele wojskowe i nuklearne w Iranie rozpocznięto nad ranem. Sam fakt przeprowadzenia operacji nie jest zaskoczeniem, ale jej skala i jawne uzasadnienie wzbudzają kontrowersje. Premier Izraela oświadczył, że „to decydujący moment w historii Izraela”, zapowiadając długofalowe działania wymierzone w potencjał nuklearny Iranu. W jego słowach wybrzmiewa nie tylko determinacja, ale też lęk przed nieuchronnym przełomem w regionalnej równowadze sił.
Eksplozje w Teheranie, zniszczone centra dowodzenia, ataki na zakłady w Natanz i Parchin. Lista celów wskazuje jednoznacznie, że Izrael nie ogranicza się do sygnału ostrzegawczego. Według relacji irańskich mediów zginęli m.in. wysoko postawieni wojskowi i naukowcy. Choć Teheran zapewnia, że nie doszło do skażenia nuklearnego, sam fakt ataku na reaktory atomowe stanowi precedens.
Rynki w panice, dyplomacja w odwrocie
Pierwsze reakcje nie przyszły z ONZ czy stolic państw świata, lecz z Wall Street i giełd surowcowych. Cena ropy wzrosła o kilkanaście procent, złoto niemal pobiło rekordy, a kryptowaluty zanotowały spadki. To znak czasów, gdzie wojna rozgrywa się zarówno w powietrzu, jak i na ekranach terminali maklerów. Każdy kolejny komunikat z Bliskiego Wschodu przekłada się na bilanse korporacji, ceny paliw i polityczne kalkulacje.
Zareagował polski rząd, który zapewnił o bezpieczeństwie Polaków w regionie. Waszyngton zdystansował się od izraelskiej operacji.
Izrael podjął jednostronne działania
– stwierdził sekretarz stanu USA. W tym czasie w Teheranie otwarcie mówi się o odwecie. W grze pojawia się groźba zablokowania Cieśniny Ormuz, przez którą przepływa 20 proc. światowej ropy. Wśród inwestorów rośnie napięcie, a wśród dyplomatów niepokój.
Długofalowe skutki i niepokój świata
Operacja „Powstający Lew” może oznaczać trwałą zmianę w architekturze bezpieczeństwa Bliskiego Wschodu, a jej reperkusje sięgną daleko poza region. Izrael, dokonując uderzenia prewencyjnego, pokazał, że jest gotów działać bez międzynarodowego mandatu, jeśli uzna, że zagrożone jest jego przetrwanie. Tym samym osłabiona została rola ONZ i dotychczasowych mechanizmów dyplomatycznych. Równocześnie Iran, który już wcześniej dążył do regionalnej hegemonii, zyskał pretekst do militarnego odwetu oraz większego zbliżenia z Rosją i Chinami, co może pogłębić podziały globalne.
Na tym nie koniec. Ewentualna blokada Cieśniny Ormuz, przez którą przepływa jedna piąta światowych dostaw ropy, to nie tylko problem energetyczny, ale potencjalny katalizator globalnej recesji. Skok cen surowców to dopiero początek. Rynki mogą zareagować panicznie, a skutki odczuje każda gospodarka: od USA, przez Niemcy, po Chiny i Indie. Europa, uzależniona od importu energii, może stanąć w obliczu kolejnego kryzysu energetycznego, a państwa rozwijające się … głodu i niepokojów społecznych.
W tle trwa też wojna narracji. Irańska propaganda już maluje Izrael jako agresora, mobilizując opinię publiczną nie tylko w świecie muzułmańskim. Rośnie ryzyko ataków terrorystycznych, a radykalizacja społeczna może objąć także diaspory w Europie i Ameryce. W tym sensie, konflikt na Bliskim Wschodzie przestaje być tylko lokalny, a staje się globalnym frontem starcia cywilizacji, interesów i wartości.

