Przed wyborami, część środowisk sędziowskich żyła w przekonaniu, że zmiana lokatora w Pałacu Prezydenckim jest pewna. A razem z nią, nastąpią nowe nominacje, awanse i przetasowania. Polityczne zaangażowanie ludzi, którzy mieli stać na straży prawa, było dojmujące, ale po wyborach ujawni się w pełnej krasie.
W rozmowie z Sylwestrem Latkowskim przewodnicząca Krajowej Rady Sądownictwa Dagmara Pawełczyk-Woicka powiedziała wprost, że część środowisk sędziowskich przygotowywała się do objęcia konkretnych funkcji i stanowisk. Byli przekonani o zwycięstwie Rafała Trzaskowskiego i widzieli się już w konkretnych miejscach. Tak się jednak nie stało, ponieważ zwyciężył Karol Nawrocki, a więc kandydat obozu politycznego, który ma inną wizję reformy wymiaru sprawiedliwości, niż sędziowie aktywiści.
Ktoś obiecał te stanowiska sędziowskie. Mieli już rozpisane, kto w czyje miejsce wejdzie
– ujawniła Pawełczyk-Woicka.
Polityka w togach zamiast litery prawa
Sędziowie, którzy mają być z założenia apolityczni i bezstronni, od lat jawnie wspierali środowiska liberalno-lewicowe. Marsze z Konstytucją, demonstracje pod hasłami „wolnych sądów”, a także medialne deklaracje po stronie Koalicji Obywatelskiej, to tylko niektóre przykłady. Teraz okazuje się, że za politycznym zaangażowaniem szły konkretne oczekiwania: nagrody w postaci stanowisk i wpływu na kształt wymiaru sprawiedliwości.
Nie byłoby w tym może nic zaskakującego… gdyby nie to, że w polskim systemie ustrojowym to prezydent RP, a nie lider partii ani aktywista partyjny, wręcza nominacje sędziowskie. Więcej, nawet reforma Krajowej Rady Sądownictwa wymaga jego zgody, ponieważ można ją przeprowadzić tylko przez ustawę. Prezydent w praktyce pełni rolę strażnika równowagi między władzami. Tymczasem część sędziów całkowicie ignorowała ten konstytucyjny porządek, a przed wyborami była przekonana, że „ich człowiek” podpisze wszystko.
Zawiedzione ambicje i widmo rewanżu
A tu nagle się nie da zrealizować tych obietnic. I to jest dla nich tragedia po prostu
– powiedziała szefowa KRS.
Tragedia, bo projekt politycznego podporządkowania sądów władzom sprzyjającym KO zawalił się z hukiem. Porażka Trzaskowskiego, jest więc nie tylko to nie tylko problem medialny – to strata wpływów w obszarze, który przez lata uchodził za przyczółek „trzeciej władzy” opierającej się każdej konserwatywnej zmianie.
Ale sytuacja rodzi poważne pytania: czy sędziowie, którym raz złamano kręgosłup, albo sami go nagięli licząc na profity, mają prawo sądzić? Tu nie chodzi o prawicę i lewicę, Nawrockiego czy Trzaskowskiego, ale niezależność wymiaru sprawiedliwości. Wątpliwości były od dawna, teraz sięmnożą.

