Polski rząd postanowił zignorować weto prezydenta Karola Nawrockiego i forsować liberalizację zasad budowy wiatraków. Premier Donald Tusk zapowiedział, że zmiany zostaną wprowadzone rozporządzeniami, co de facto oznacza obejście głowy państwa. Taka determinacja przy wiatrakach, w kontraście z brakiem postępów przy budowie elektrowni atomowej, rodzi pytania: czy rząd działa w interesie Polski, czy też ulega silnej presji zagranicznych lobbystów, głównie niemieckich i duńskich producentów turbin?
Weto? „Mało skuteczne” – Tusk nie ukrywa determinacji
Podczas Rady Gabinetowej Donald Tusk nie pozostawił złudzeń: wiatraki na lądzie powstaną, niezależnie od sprzeciwu prezydenta. premier zapowiedział, że nie zrezygnuje ze starań, aby wiatraków powstawało w Polsce jeszcze więcej i w szybszym tempie.
Wiatraki będą powstawały i znajdziemy, znaleźliśmy sposoby, aby mocą rozporządzenia zintensyfikować nasze działania, także weto będzie tutaj może mało skuteczne
– mówił premier.
W praktyce oznacza to, że prezydenckie weto nie powstrzyma zmian. Rząd świadomie wybiera drogę rozporządzeń, aby ominąć ustawowy proces legislacyjny i narzucić rozwiązania preferowane przez inwestorów.
Lobby wiatrakowe coraz silniejsze
Nie jest tajemnicą, że największymi beneficjentami liberalizacji prawa będą producenci turbin z Niemiec i Danii. To właśnie tamtejsze koncerny od lat zabiegały o złagodzenie polskich regulacji. Forsowanie inwestycji mimo weta prezydenta tylko wzmacnia podejrzenia, że rząd działa pod presją zagranicznego lobby, które w Polsce widzi ogromny rynek zbytu.
Co więcej, to właśnie liberalizacja tzw. zasady 10H, czyli minimalnej odległości turbin od budynków mieszkalnych, była jednym z głównych postulatów europejskich partnerów, a rząd Tuska realizuje go z zadziwiającą szybkością.
Determinacja przy wiatrakach, bierność przy atomie
Kontrast z energetyką jądrową jest uderzający. Podczas gdy rząd niemal demonstracyjnie prze do przodu w kwestii wiatraków, projekt budowy elektrowni atomowej ugrzązł w martwym punkcie. Koreańscy partnerzy otwarcie przyznali, że wycofują się z inwestycji właśnie z powodu postawy polskiego rządu.
Trudno nie odnieść wrażenia, że tam, gdzie chodzi o strategiczne bezpieczeństwo energetyczne i długofalowe interesy Polski, brakuje determinacji. Tam, gdzie gra toczy się o interesy zachodnich producentów turbin, działania są szybkie i zdecydowane.
Z punktu widzenia obywateli nie mniej istotny jest sposób, w jaki rząd wprowadza zmiany. Weto prezydenta miało być sygnałem ostrzegawczym, ale rząd daje jasno do zrozumienia, że ten głos ma drugorzędne znaczenie. Dziś najważniejsze pytanie brzmi: dlaczego rząd z takim uporem realizuje projekt korzystny dla niemieckich i duńskich koncernów, a równocześnie blokuje strategiczny projekt energetyki atomowej, który miałby zapewnić Polsce bezpieczeństwo energetyczne na dekady?
Odpowiedź wydaje się coraz bardziej oczywista. Silne lobby wiatrakowe znajduje w rządzie Tuska podatny grunt. Problem w tym, że rachunek za tę politykę mogą zapłacić zwykli Polacy, i to nie tylko wyższymi rachunkami za prąd, ale także utratą realnej suwerenności energetycznej.
Tomasz Marzec

