„Polska jest największym wydatkiem wojskowym Europy, ale jej przemysł obronny jest karłem” – tak rozpoczyna swój obszerny raport amerykański portal Politico, punktując paradoks polskiej modernizacji armii. Warszawa inwestuje rekordowe środki w bezpieczeństwo, lecz – jak zauważa redakcja – „największymi zwycięzcami są kontrahenci z USA i Korei Południowej, a nie polskie firmy zbrojeniowe”. To diagnoza brutalna, ale potrzebna.
Politico podkreśla, że Polska przeznaczy w tym roku 186,6 mld zł na obronność, co czyni nas liderem Europy pod względem udziału wydatków w PKB. Jednak, jak pisze portal, „polski przemysł wewnętrzny pochłania tylko ułamek tych pieniędzy”, bo duże kontrakty trafiają do zagranicy.
Artykuł precyzyjnie wylicza gigantyczne zakupy: nawet 1000 czołgów K2, ponad 350 haubic K9, 48 myśliwców FA-50, 300 Abramsów, 32 F-35 i 96 śmigłowców Apache, a do tego system Patriot i szwedzkie okręty podwodne A26. Zdaniem Politico te zakupy były konieczne ze względu na rosyjskie zagrożenie, lecz sprawiły, że Polska „nie odbudowała własnych zdolności przemysłowych, lecz zastąpiła je importem”.
PGZ wciąż odbudowuje się z upadku lat 90.
W analizie nie brakuje wątków propagandowych i świadomie deprecjonujących polski przemysł zbrojeniowy, dokładnie tak, jakby tekst był pisany na zamówienie i pod z góry przyjętą tezę: pieniądze z europejskich programów dla Polski muszą być wydawane poza jej granicami i sama sobie jest temu winna. Na potwierdzenie swojej tezy „Politico” opisuje stan części zakładów zbrojeniowych, podkreślając ich przestarzałą infrastrukturę: „Niektóre warsztaty zimą robią się tak zimne, że spawanie musi się zatrzymać”. Cytuje też prezesa PGZ Adama Leszkiewicza, który miał powiedzieć:
Nie da się budować czołgów w nieogrzewanej hali
Portal odwołuje się też do prawdziwych zaniedbań – od ograniczeń narzucanych przez Układ Warszawski po drastyczne cięcia po 1989 r. Efekt to branża, która „zajmuje dopiero 51. miejsce na liście największych firm obronnych świata” i nadal nie ma zdolności do projektowania zaawansowanych rakiet, okrętów podwodnych czy nowoczesnych czołgów.
Politico cytuje prezesa PGZ wprost:
PGZ nigdy nie zbuduje okrętu podwodnego ani samolotu
To jedna z najostrzejszych ocen, jakie padły w międzynarodowych mediach na temat polskiego sektora.
Drony. Jedyna realna nisza?
Zdaniem Politico Polska może konkurować głównie tam, gdzie nie trzeba odtwarzać całych łańcuchów technologicznych. Dlatego tak duży nacisk kładziony jest na systemy antydronowe. Portal zauważa, że Warszawa zapowiada wdrożenie „pierwszej w Europie terenowej bariery antydronowej”, wykorzystującej polskie radary, pojazdy i efektory krótkiego zasięgu.
Arkadiusz Bąk z PGZ mówi wprost:
To może być pierwsza prawdziwa, terenowa bariera antydronowa w Europie.
Politico wskazuje, że w tej sferze Polska korzysta z przewagi, jaką daje jej wczesne wdrożenie systemu dowodzenia IBCS, który „łączy różne radary i wyrzutnie w jeden obraz sytuacyjny”. Tutaj mogą istnieć realne szanse eksportowe.
Zarobić mają inni
Artykuł „Politico” nie jest anty-polski, ale jest bez wątpienia ostrzegawczy. Pokazuje, że dziś budujemy armię błyskawicznie i słusznie – ale jeśli nie zbudujemy własnej bazy technologicznej, jutro nie będziemy w stanie jej utrzymać, serwisować ani rozwijać. Na tym korzystać będą inni partnerzy z UE, a tam nikomu nie zależy na rozwoju polskiego przemysłu zbrojeniowego. Teks „Politico” nie jest przypadkowy, to rodzaj alibi dla tego co może mieć miejsce już niedługo.
Tomasz Marzec

