W Polsce dochodzi do systemowego nadużycia władzy. Kolejny raz służby specjalne zostały wciągnięte w polityczną grę, a wrażliwe dane z postępowań bezpieczeństwa stały się amunicją w walce z przeciwnikami obozu rządzącego. Po raz kolejny aparat państwa używany jest do osłabiania ludzi niewygodnych dla obozu rządzącego. Sprawa Sławomira Cenckiewicza jest kolejnym dowodem na to, że państwo przestaje być bezstronnym strażnikiem prawa, a zaczyna działać jak mafia.
Ta historia ma swoją ciągłość. Najpierw kampania wyborcza, w której grano informacjami ściśle tajnymi dotyczącymi Karola Nawrockiego. Teraz kolejny raz służby sięgają po sprawdzone narzędzia: przecieki i „rewelacje”, w której punktem ciężkości przestaje być interes publiczny, a staje się efekt zastraszenia i komunikat: uważaj, bo państwo może o tobie wiedzieć i to „wiedzieć” może wypłynąć.
Co tu jest naprawdę stawką? Zaufanie do państwa i granice służb
W centrum sprawy nie stoi ani „Gazeta Wyborcza”, która już dawno nie uprawia dziennikarstwa, ani nawet personalnie Sławomir Cenckiewicz, który jest solą w oku rządu Donalda Tuska. W centrum stoi pytanie: czy dane z procedur bezpieczeństwa państwa są szczelne. Bo jeśli nie są, to jest to problem systemowy, który dotyka wszystkich: urzędników, wojskowych, funkcjonariuszy, dyplomatów, a w konsekwencji także zwykłych obywateli.
„Gazeta Wyborcza” uderzyła w profesora Sławomira Cenckiewicza po tym, jak na stronach BBN odtajnił raport dotyczący wpływów rosyjskich w Polsce, który obciąża m.in. Donalda Tuska oraz Radosława Sikorskiego. Wojciech Czuchnowski ogłosił w niedzielę, że „GW” „poznała nazwy leków”, których przyjmowanie szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego rzekomo zataił przed służbami w ankiecie bezpieczeństwa.
Szef BBN S. Cenckiewicz odpowiedział w mediach społecznościowych, że to uderza w kluczowe interesy państwa i powinno wywołać alarm.
Spokojnie! Posiadać kolejny dowód na to jak tajne służby przekazują dane wrażliwe patologicznym nienawistnikom – to jest spory uzysk. Pamiętajcie, pójdziecie do lekarza, wykupicie receptę i nie daj Bóg macie konserwatywne poglądy – opiszą to w gazecie! I dlatego dobry wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego jest dla nich takim ciosem! Stąd nienawiść i taka walka. Ale prawda zwycięży
– napisał Cenckiewicz.
Trudno odmówić mu racji i jest to sygnał alarmowy dla wszystkich Polaków. Okazuje się, że jeśli ktoś jest po innej stronie niż rządzący, to dla państwowych służb nie ma żadnych świętości i sięgną nawet po dane wrażliwe dotyczące zdrowia.
Rzecznik koordynatora służb próbuje przykryć temat formułą o „fobii” i zapewnieniem, że nic nie jest przekazywane.
Polskie służby działają na podstawie obowiązujących przepisów, w ich granicach i przestrzegając zasad prawa. Nikomu nie przekazują żadnych niejawnych informacji
– odpowiedział na platformie X Dobrzyński.
To brzmi jak standardowy komunikat kryzysowy: kategoryczne zaprzeczenie, zero konkretu, zero informacji o procedurach zabezpieczenia danych i zero zapowiedzi audytu. A w sytuacji, w której w przestrzeni publicznej pojawia się informacja o szczegółach ankiety bezpieczeństwa, sama deklaracja „nie przekazują” przestaje wystarczać. Zwłaszcza, że służby miały motyw i powód – publikacja raportu, który obnażył ich współpracę z rosyjskim FSB.
Granica została przekroczona!
Były szef Kancelarii Premiera, a obecnie europoseł Michał Dworczyk, komentując sprawę, trafia w sedno ryzyka reputacyjnego państwa. Nie chodzi tylko o to, czy ktoś „lubi” Cenckiewicza. Chodzi o standard, który jeśli raz pęknie, już nigdy nie wróci i będzie tylko gorzej.
Po raz pierwszy w mediach pojawią się informacje, które zostały zgromadzone w ramach kontrolnego postępowania sprawdzającego. Ci chorzy z nienawiści ludzie są w stanie uderzyć w państwo, podważyć zaufanie obywateli do administracji i służb tylko po to, aby uderzyć w ministra Sławomira Cenckiewicza. Kompletne dno i degrengolada służb porównywalna jedynie z obrzydliwym tytułem, w którym to publikują
– napisał.
Niezależnie od emocjonalnego języka, jedno jest ważne: jeśli materiał pochodzi z obszaru postępowania sprawdzającego, to jego „ciekawość” medialna jest wtórna wobec faktu, że mechanizm ochrony danych mógł zawieść.
Do tego dochodzi element, który powinien alarmować szczególnie. Sama redakcja opisuje pojawienie się informatora i dostęp do szczegółów ankiety.
Pod koniec października do naszej redakcji zgłosił się informator twierdząc, że zna szczegóły wypełnionej przez Cenckiewicza ankiety bezpieczeństwa
– napisała „Gazeta Wyborcza”. Jeśli to prawda, to z perspektywy państwa kluczowe pytanie brzmi: skąd informator miał te dane i czy ich obieg obejmował instytucje, które powinny być pod szczególnym reżimem bezpieczeństwa.
Efekt mrożący: dziś urzędnik, jutro każdy
Najbardziej destrukcyjny skutek takich przecieków jest długofalowy. To efekt mrożący: ludzie przestają ufać państwu, bo boją się, że ich dane dotyczące zdrowia, leczenia psychologicznego i spraw rodzinnych – mogą wypłynąć „w słusznym celu”. A przecież bezpieczeństwo państwa opiera się na ludziach, którzy muszą przechodzić procedury weryfikacyjne i muszą w nich mówić prawdę.
Jeśli państwo zaczyna kojarzyć się z tym, że z ankiety zrobi się amunicję, to następna ankieta będzie wypełniana w atmosferze strachu i nieufności. To nie tylko problem prawicy, lewicy, PiS-u czy KO. To problem państwa jako systemu.
Tomasz Marzec

