Na Bałkanach znów niespokojnie. Serbia zapłonęła gniewem ulicy, która domaga się ustąpienia prezydenta Aleksandara Vučicia. W serbskim Valjevo i innych miastach, tysiące ludzi wyszło, aby wyrazić swój gniew oraz dezaprobatę dla prezydenta. Same protesty – z początkowo pokojowych – przerodziły się w gwałtowne starcia.
W mieście Valjevo demonstranci zgromadzili się tłumnie, by zamanifestować sprzeciw wobec prezydenta Aleksandara Vučicia i jego Serbskiej Partii Postępowej (SNS). Choć większość protestujących niosła transparenty i skandowała hasła, niewielka grupa zamaskowanych osób uderzyła bezpośrednio w symbol władzy, atakując puste biura partii rządzącej.
Od tragedii do politycznego kryzysu
Po incydencie sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli. Protestujący zaczęli obrzucać policję sztucznymi ogniami i kamieniami. Funkcjonariusze odpowiedzieli granatami hukowymi oraz gazem łzawiącym. Według relacji AFP podobne sceny rozegrały się również w Belgradzie, gdzie tłum próbował zbliżyć się do siedziby SNS, a także w Nowym Sadzie – drugim co do wielkości mieście Serbii.
Demonstracje w Serbii trwają od listopada ubiegłego roku. Wtedy to w wyniku zawalenia się dachu dworca kolejowego w Nowym Sadzie życie straciło 16 osób. W opinii manifestantów była to tragedia, której można było uniknąć, gdyby nie zaniedbania i korupcja władz. Od tamtego czasu protesty stały się codziennością.
Początkowo miały charakter pokojowy. Dominowały pokojowe marsze i wiece. Przełom nastąpił jednak w miniony wtorek, kiedy prorządowe grupy starły się z demonstrantami. To wydarzenie uruchomiło falę agresji, która rozlewa się teraz na kolejne miasta.
Kraj w centrum gry interesów
Serbia, położona w sercu Bałkanów, od dawna jest areną geopolitycznych napięć. W regionie swoje wpływy mają zarówno Unia Europejska i Stany Zjednoczone, próbujące zbliżyć Belgrad do Zachodu, jak i Rosja, tradycyjnie traktująca Serbię jako ważnego sojusznika. Protesty wewnętrzne, wzmacniane przez problemy gospodarcze i społeczne, dodatkowo komplikują polityczny pejzaż kraju.
Coraz ostrzejsze starcia pokazują, że serbska ulica nie zamierza ustępować. Rząd Vučicia znajduje się pod rosnącą presją, a eskalacja przemocy budzi obawy o przyszłość państwa, które balansuje między Wschodem a Zachodem. Dla wielu obserwatorów to nie tylko kryzys wewnętrzny, ale również sygnał, że Bałkany ponownie mogą stać się punktem zapalnym.
Tomasz Marzec

