Ryszard Czarnecki, były eurodeputowany i ekspert ds. międzynarodowych, w cotygodniowym felietonie dla Innej Polityki analizuje najnowsze zbliżenie Stanów Zjednoczonych i Turcji. Spotkanie Donalda Trumpa z Recepem Tayyipem Erdoğanem staje się dla niego punktem wyjścia do szerszej refleksji o pragmatyzmie w polityce zagranicznej – od Kaukazu Południowego, przez Bliski Wschód, po lekcje dla Warszawy.
Ostatnie spotkanie prezydentów Stanów Zjednoczonych Ameryki i Republiki Tureckiej było kolejnym sygnałem zbliżenia obu tych państw, które choć razem są w NATO, to nie zawsze było im po drodze. Jeżeliby wskazać główne różnice między polityką zagraniczną Białego Domu w czasie ery Josepha Robinette’a Bidena i podczas tych już przeszło ośmiu miesięcy prezydentury Donalda Johna Trumpa, to z całą pełnością stosunek do Turcji jest jedna z tych spraw, która pokazała nową jakość.
Przypomnijmy fakty. Po pierwsze: o ile Demokraci w Białym Domu byli wyraźnie sceptyczni wobec Ankary o tyle Republikanie wręcz przeciwnie. Stąd się wzięła jednoznaczna wypowiedz nowego – starego prezydenta USA, że klucz do rozwiązania sytuacji w Syrii leży w Turcji. Ta wypowiedź bardzo umocniła Ankarę w regionie, a samego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana w Turcji. Potem Trump ku wściekłości Kremla stał się rozjemcą w tradycyjnej strefie wpływów najpierw carskiej Rosji, potem ZSRR, a obecnie Rosji Putina czyli na Kaukazie Południowym. Dotychczas prezydenci Azerbejdżanu i Armenii jeździli do Soczi czy Moskwy, gdzie Putin występował w roli sędziego ze wszystkimi tego korzyściami dla „Wielkiego Brata” – teraz tę rolę bezceremonialnie zabrał mu 47 prezydent w dziejach Stanów Zjednoczonych. Nie muszę tutaj dodawać, że Baku jest w ścisłym sojuszu z Ankarą i takie właśnie przesuniecie negocjacji z wektora wschodniego na zachodni (amerykański) było bardzo korzystne dla prezydenta Erdogana. Warto wiedzieć, że tenże prezydent Turcji, którego partia AKP rządzi ich ojczyzną od ćwierć wieku. ma w tej chwili lodowate relacje z Rosją – za to ciepłe z USA. Na szczycie Szanghajskiej Organizacji Gospodarczej w chińskim Tiencinie demonstracyjnie nie spotkał się z Putinem, a teraz spotyka się z Trumpem.
O zbliżenie amerykańsko- tureckie pretensje do Waszyngtonu miał Izrael dla którego Turcja jest głównym rywalem w regionie – gdy Iran jest głównym wrogiem. Prezydent Trump jest do bólu pragmatyczny: potrafi rozmawiać i z premierem Izraela Binjaminem „Bibi” Netanyahu i prezydentem Turcji. Skądinąd na to realistyczne podejście Trumpa Erdogan odpowiada też pragmatyzmem spotykając się zarówno z prezydentem USA, jak i prezydentem Chin Xi Jinpingiem. To, co napisałem powyżej pokazuje, że wbrew opiniom zidiociałych krytyków Donalda Trumpa amerykański prezydent wchodzi w szkodę Rosji. Po drugie jednak dowodzi też, że w polityce międzynarodowej bardzo ważny jest pragmatyzm, który wyklucza ideologię i obrażanie się: tak , jak Trump łączył izraelską wodę z tureckim ogniem tak samo Erdogan łączy chińską wodę i amerykański ogień. To dobra lekcja dla architektów polskiej polityki zagranicznej : po pierwsze pragmatyzm!
Ryszard Czarnecki
Ryszard Czarnecki – były wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, publicysta, komentator spraw międzynarodowych. Jeden z najbardziej doświadczonych polskich europosłów, związany z prawicą i aktywny obserwator sceny geopolitycznej.

