„Polska przedsiębiorczość to nasz skarb narodowy” – tymi słowami Donald Tusk zapowiedział w mediach społecznościowych początek szeroko zakrojonej ofensywy legislacyjnej, której celem ma być uwolnienie polskiego biznesu z biurokratycznego gąszczu. Zapowiedź pojawiła się 24 marca 2025 roku na platformie X (dawniej Twitter) i błyskawicznie odbiła się echem w przestrzeni publicznej. Premier zapowiedział wdrożenie tzw. „pierwszego pakietu Brzoski”, który ma być początkiem deregulacyjnej reformy. Całość zwieńczył hasłem: „Maczety w ruch”.
Pakiet Brzoski – nowa twarz starego problemu
Choć konkretów w poście jest niewiele, kluczowym tropem jest wzmianka o „pakiecie Brzoski”. Jak wiadomo, Rafał Brzoska – przedsiębiorca i twórca jednej z najdynamiczniejszych polskich firm – od kilku miesięcy doradza rządowi w sprawach deregulacji. Już wcześniej mówił o potrzebie stworzenia „białej księgi absurdów prawnych”, które utrudniają prowadzenie działalności gospodarczej w Polsce. Jego nazwisko stało się w ostatnich miesiącach swoistym brandem polityki proinnowacyjnej, ale też symbolem dążenia do uproszczenia przepisów.
To właśnie jego nazwiskiem firmowany jest pierwszy zestaw propozycji legislacyjnych, który – wedle zapowiedzi Tuska – został przekazany do realizacji. Na razie nie wiadomo, jakie dokładnie regulacje znajdą się w pakiecie, ale jego ogłoszenie zapowiedziano na początek kwietnia.
Hasło „maczety w ruch” – choć mocne i nasycone emocją – nie jest przypadkowe. Służy wywołaniu wrażenia zdecydowanego działania i stanowczego zerwania z dotychczasową niemocą legislacyjną. W obozie rządzącym wyraźnie rośnie presja, by wykazać się konkretem – nie tylko w obszarze praw człowieka czy relacji z Kościołem, ale również wobec środowisk gospodarczych. Tym bardziej że przedsiębiorcy – zarówno mali, jak i więksi – są coraz bardziej zniecierpliwieni postępującą inflacją regulacyjną i niepewnością prawną.
Tusk próbuje więc wzmocnić narrację o „rządzie reform” i skierować uwagę opinii publicznej na obszar, który łączy interesy szerokich grup – od start-upów po rodzinne firmy. Tym samym zmienia też ton – z ostrożnego balansowania pomiędzy oczekiwaniami różnych środowisk w stronę zdecydowanej ofensywy legislacyjnej.
Co dla społeczeństwa oznacza deregulacja?
Istnieją jednak poważne obawy, że za nośnym hasłem deregulacji mogą kryć się także wysokie koszty społeczne. Uproszczenie przepisów bywa często utożsamiane z ograniczaniem mechanizmów ochronnych – zarówno dla pracowników, jak i konsumentów. Eksperci zwracają uwagę, że w imię „uwalniania przedsiębiorczości” łatwo popaść w neoliberalny odruch rozbrajania instytucji państwa, które – mimo swoich wad – pełnią funkcję stabilizacyjną i zabezpieczającą dla grup mniej uprzywilejowanych. W tle toczy się więc fundamentalny spór: czy deregulacja ma służyć poprawie warunków prowadzenia działalności, czy też stanie się wehikułem oszczędności kosztem standardów społecznych.
źródło zdjęcia: https://x.com/an_te_k/status/1890365418008699155/video/1
Magdalena Kwiatkowska