Śmierć Barbary Skrzypek stała się kolejnym zapalnikiem w polskiej debacie publicznej. Wystarczyło kilka godzin, by przestrzeń medialna i internetowa wypełniła się skrajnymi reakcjami – od pełnych patosu wspomnień po złośliwe komentarze i polityczne przepychanki. Scenariusz dobrze znany, schemat przewidywalny. I nic nie wskazuje na to, by miał się zmienić.
Śmierć jako amunicja w wojnie narracyjnej
Nie minęło wiele czasu, a zamiast żałoby i refleksji, pojawiła się polityczna kalkulacja. „Taniec na trumnach” – tak można określić mechanizm, w którym śmierć osoby publicznej zostaje natychmiast wciągnięta w bieżące spory i przekształcona w narzędzie polityczne. Każda ze stron dopisuje własną narrację, traktując zmarłego jako symbol swoich racji albo win.
Przy Barbary Skrzypek powtórzyło się to, co już wielokrotnie widzieliśmy. Jedni podkreślali jej lojalność wobec Jarosława Kaczyńskiego i jej kluczową rolę w funkcjonowaniu PiS. Inni przypominali czasy PRL, sugerując, że była jedną z „ludzi starego systemu”. Szybko pojawiły się również spekulacje o wpływie jej śmierci na sytuację w partii. Słowem – nie było miejsca na zwykłe wspomnienie człowieka, za to politycznych narracji nie brakowało.
Internetowa polaryzacja: moralna panika i szyderstwo
Każde tego typu wydarzenie działa jak papier lakmusowy nastrojów społecznych, szczególnie w internecie. Twitter, Facebook i sekcje komentarzy pod artykułami pękają od emocji – od oburzenia na „brak szacunku” po kpiny i docinki. Jedna strona grzmi, że nie wolno krytykować zmarłych, druga – że śmierć nie zwalnia od odpowiedzialności za przeszłość. W międzyczasie pojawiają się memy, które jeszcze bardziej zaostrzają atmosferę.
To nie jest nowe zjawisko. Podobne reakcje widzieliśmy po śmierci Pawła Adamowicza, Jana Olszewskiego czy Kornela Morawieckiego. Mechanizm jest ten sam: osoby publiczne nie mają szans na spokojne pożegnanie. Ich śmierć staje się kolejnym paliwem dla debaty, która w polskich warunkach coraz częściej przypomina wojnę kulturową.
„Taniec na trumnach” jako polityczna norma
Polityczna instrumentalizacja śmierci nie jest wyłącznie polskim zjawiskiem. Wszędzie na świecie śmierć ważnych postaci staje się okazją do kreowania nowych mitów lub atakowania przeciwników. Ale w Polsce, gdzie polityka od dawna operuje w kategoriach emocji i podziałów, ten mechanizm nabiera wyjątkowej intensywności.
Obóz władzy i opozycja nieustannie próbują kontrolować narrację – także wtedy, gdy chodzi o śmierć. Czyjeś odejście nie oznacza końca sporów, ale ich eskalację. Kiedy ktoś umiera, zaczyna się wyścig o to, kto pierwszy nada mu odpowiednie znaczenie i przypisze do właściwej kategorii – bohatera, zdrajcy, ofiary, symbolu.
Czy można to zatrzymać?
Najpewniej nie. W świecie politycznych podziałów, clickbaitowych mediów i coraz bardziej spolaryzowanych społeczeństw, każda śmierć osoby publicznej będzie generować kolejne fale dyskusji, oskarżeń i uproszczeń. Może to znak naszych czasów – gdy nawet najbardziej fundamentalne kwestie, jak śmierć i pamięć, są podporządkowane politycznym interesom.
Nie ma tu prostych recept. Może jedyną odpowiedzią jest świadome odpuszczenie – pozwolenie, by śmierć była po prostu śmiercią, a nie kolejnym frontem wojny. Ale patrząc na to, jak wygląda współczesna debata publiczna, trudno uwierzyć, że taki scenariusz jest jeszcze możliwy.
źródło zdjęcia: https://x.com/Sluzby_w_akcji/status/1901280292398383293/photo/1
Justyna Walewska