Zaczyna się na Telegramie, kończy w głowach tysięcy Polaków. Rosyjska propaganda nie potrzebuje już trolli z Petersburga, wystarczą „poszukiwacze prawdy”, którzy uwierzyli, że Kreml to ostatni bastion wolnego słowa. Nad Wisłą trwa cicha wojna o umysły, a Polska stała się poligonem informacyjnym dla rosyjskich fałszywek.
Według najnowszego raportu BBC, rosyjska dezinformacja rozlewa się po polskich mediach społecznościowych, czerpiąc swoją siłę z 22 polskojęzycznych kanałów na Telegramie. Obserwuje je już ponad 150 tysięcy osób. I nie są to treści zamknięte w bańce. Jak ostrzega ekspert UMCS dr Jakub Olchowski, „to się rozprzestrzenia jak wirus”.
Na Telegramie pojawiają się spreparowane nagrania, takie jak to, w którym dwaj mężczyźni w ukraińskich mundurach palą portrety Trumpa i Muska oraz amerykańską flagę. Mają demonstrować sprzeciw wobec pomocy USA. Materiał został zainscenizowany przez Rosjan, ale trafił na TikToka, Facebooka i X jako „wiadomość z frontu”.
Mamy do czynienia z dobrze przemyślaną kampanią informacyjną – nie chodzi o jedno wideo, ale o cały system, który ma siać chaos, nieufność i podważać zaufanie do państwa
– podkreśla Olchowski.
Dezinformacja spod Petersburga i z… Białegostoku?
Źródła dezinformacji są zróżnicowane. Jedne kanały, jak np. UKR LEAKS_pl – są częścią większych siatek prowadzonych przez ludzi powiązanych z rosyjskim wywiadem. Inne, jak InfoDefensePOLAND, to odnogi sieci InfoDefense, działającej w ponad 30 krajach. Za nimi stoją m.in. byli oficerowie ukraińskich służb, którzy przeszli na stronę Rosji.
Ale są też tacy, którzy powielają te treści lokalnie, za darmo, dla idei lub drobnych profitów.
Czasem to nie praca, tylko dodatkowy dochód. A czasem – przekonanie, że walczy się z 'systemem’. Ich może być setki, a nawet tysiące. I mogą działać z Petersburga, Londynu albo… Białegostoku
– mówi Olchowski.
Poszukiwacze prawdy kontra rzeczywistość
Dlaczego Polacy wierzą w fałszywki? Jak tłumaczy ekspert z UMCS, żyjemy w erze, w której informacja to zasób, produkt i broń. Codziennie jesteśmy bombardowani taką ilością danych, że tracimy zdolność ich przetwarzania. Wtedy wierzymy w to, co jest podane prosto, z emocją – nawet jeśli to kłamstwo.
Co więcej, propaganda nie zawsze bazuje na zmyśleniach. Często posługuje się prawdą, tyle że odpowiednio ubraną.
Serwują prawdziwe fakty przyprawione kłamstwami i emocjami. To działa. Tak powstaje treść, która wydaje się wiarygodna i trafia do przekonania
– zauważa Olchowski.
Polska jako cel: Wołyń, NATO, nieufność wobec USA
Rosyjskie przekazy są dopasowywane do odbiorcy. Dla Polski grają Wołyniem, tematami migracji, strachem przed wojną. Dla Niemców, kryzysem energetycznym. Dla Amerykanów, imperializmem. A dla mieszkańców Globalnego Południa, narracją o Zachodzie jako winowajcy wojny.
To, co robi Rosja, nie różni się od działania międzynarodowych korporacji: profilują przekaz, analizują rynek i dostarczają dokładnie to, co może podziałać. Tyle że w tej grze stawką są nie pieniądze, ale stabilność państw
– mówi ekspert UMCS.
Ostatnie bastiony prawdy? OSINT i edukacja
Olchowski zwraca uwagę, że jednym z ostatnich skutecznych narzędzi obrony przed dezinformacją są środowiska OSINT-owe, a więc analitycy białego wywiadu. To oni weryfikują treści, analizują materiały, ujawniają manipulacje. Ale oni nie są większością.
Prawdziwym zabezpieczeniem jest świadomość społeczna i edukacja medialna. Bez tego Rosja może wchodzić do naszych domów nie przez czołg, ale przez smartfona
– ostrzega.
Robert Bagiński

