Paulina Hennig-Kloska nie przestaje szokować. Minister klimatu i środowiska, przez krytyków ironicznie nazywana „Simens-Klęską”, oświadczyła publicznie, że „trzeba chronić Polki i Polaków przed Pałacem Prezydenckim”. Choć prezydent Karol Nawrocki zawetował ustawę wiatrakową, minister Hennig-Kloska zapowiada, że jej kluczowe elementy i tak zostaną zrealizowane innymi drogami.
Ta akurat polityczka, zszokowała Polskę jeszcze zanim została ministrem. Nazwisko Pauliny Hennig-Kloski pojawiło się w kontekście tzw. „afery wiatrakowej”. Chodziło o lobbing na rzecz branży OZE i niemieckich firm z którymi powiązana była rodzina minister. Jej krytycy z opozycji do dziś twierdzą, że każde kolejne działanie resortu potwierdza tamte obawy. Niestety, wpadek i błędów tej polityk Polski 2025 było dużo więcej.
Na rympał, aby były wiatraki
Prezydent Karol Nawrocki zawetował ustawę zakładającą m.in. zniesienie zasady 10H oraz dopuszczenie budowy wiatraków w odległości zaledwie 500 metrów od domów. W ocenie autorów projekt miał zwiększyć moc energetyki wiatrowej nawet o 60–70 procent. W ocenie krytyków z PiS i Konfederacji, był pisany pod dyktando branży i ignorował bezpieczeństwo mieszkańców.
Minister Hennig-Kloska, zamiast wyciągnąć wnioski, zapowiedziała dzisiaj na konferencji prasowej obejście decyzji głowy państwa. Wstępnie, komunikował to już wczoraj podczas Rady Gabinetowej, premier Donald Tusk.
Będziemy chronić Polki i Polaków przed Pałacem Prezydenckim, ale tak jak zapowiedzieliśmy, będziemy wspierać rozwój gospodarczy naszego kraju, zwłaszcza w obszarze energii, wbrew Pałacowi Prezydenckiemu
– mówiła na konferencji prasowej.
Według niej dwa z trzech kluczowych komponentów ustawy zostaną wdrożone innymi metodami, zmianami rozporządzeń i przepisów wewnętrznych.
Resort klimatu zapowiedział zmiany w rozporządzeniu Rady Ministrów z 2019 roku dotyczącego przedsięwzięć znacząco oddziałujących na środowisko.
Zmiana tych przepisów pozwoli nam wprowadzić szybką ścieżkę modernizacji turbin wiatrowych na lądzie, które już działają w Polsce, do 30 proc. wzrostu mocy (…) poprzez modyfikację turbiny już funkcjonującej
– wyjaśniała minister.
Z branży, choć od konferencji minister minęło kilkadziesiąt minut, już słychać, że „szybka ścieżka” w praktyce oznacza ograniczenie konsultacji społecznych i obniżenie standardów ochrony środowiska, czyli klasyczne granie pod interesy inwestorów, a nie obywateli.
To brak szacunku dla społeczeństwa i dziwna determinacja, aby szybko i za każdą cenę, zrealizować właśnie ten projekt. Wygląda to tak, jakby w tle były jakieś zobowiązania, które muszą zostać zrealizowane
– powiedział Innej Polityce poseł Konfederacji.
Ministerstwo jak biuro handlowe?
Wielu zwraca uwagę, że ministerstwo nie jest tak zdeterminowane przy innych projektach. Tymczasem, kolejne decyzje Hennig-Kloski wpisują się w schemat działań korzystnych przede wszystkim dla zagranicznych koncernów energetycznych.
Rząd ma rozpisany szereg działań, które przyspieszą proces inwestycyjny dotyczący wiatraków na lądzie oraz repowering
– mówiła minister.
Problem w tym, że komentatorzy i dziennikarze, ale też zwykli Polacy, mają coraz częściej wrażenie, że ministerstwo klimatu mocniej i bardziej intensywnie troszczy się o rynek niemiecki, niż o bezpieczeństwo i stabilność energetyczną kraju. Gdyby to ostatnie było priorytetem, prace nad elektrowniami atomowymi byłyby już w innym miejscu.
To wszystko sprawia, że Hennig-Kloska nie jest symbolem tzw. „zielonych przemian”, ale złych rozwiązań, które forsowane są wbrew obywatelom i w sposób wątpliwy prawnie.
W tym sensie, spór o wiatraki to nie tylko kwestia energetyki, ale również test dla państwa prawa. Jeśli ministerstwo rzeczywiście zrealizuje zawetowane przepisy „bocznymi drzwiami”, oznaczać to będzie próbę obejścia woli prezydenta i mechanizmów konstytucyjnych. A to budzi wątpliwości, w czym imieniu są podejmowane tak kontrowersyjne decyzje.
Robert Bagiński

