W ostatnich tygodniach w mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się nagrania ze spotkań z wyborcami, na których lider Nowej Nadziei, Sławomir Mentzen, wypowiada niemal identyczne kwestie – słowo w słowo, intonacja w intonację, bez cienia modyfikacji w zależności od kontekstu. Powtarzane z pamięci fragmenty jego wystąpień, choć pozornie dynamiczne, wywołują pytania o to, na ile mamy do czynienia z rzeczywistą interakcją z odbiorcami, a na ile – z mechanicznie odtwarzaną formułą.
Co mówi kandydat Konfederacji na prezydenta?
Jedno z najczęściej powtarzanych zdań brzmi:
„Wszyscy to porzucili. Stany Zjednoczone wycofały się z Zielonego Ładu. Stawiają na paliwa kopalne. Chiny, Indie budują dziesiątki nowych elektrowni węglowych. Afryka nigdy się tym nie przejmowała, tylko my. Unia Europejska, nasze rządy. Taka ostatnia wioska Galów, Asterixa i Obelixa, tylko my już w to wierzymy, w sensie nasze rządy. To trzeba w całości jak najszybciej odrzucić.”
Tych samych słów użył na różnych spotkaniach wyborczych w różnych miejscowościach, bez względu na temat rozmowy czy pytania z sali. Nie chodzi tu o spójność przekazu – zrozumiałą w kampaniach politycznych – ale o powtarzalność do złudzenia przypominającą szkolne recytacje. Schemat wypowiedzi nie tylko nie zmienia się w zależności od publiczności, ale też nie odpowiada bezpośrednio na stawiane pytania. Daje to wrażenie przygotowanego wcześniej występu, który jest po prostu odtwarzany – bez względu na okoliczności.
Podobnie brzmiące fragmenty pojawiają się również w wypowiedziach Mentzena dotyczących kwestii bezpieczeństwa:
„A jak wychodzi na spacer wieczorem na zachodzie, to jest napadana, bita i gw*łcona. To są te ich prawa kobiet według lewicowych polityków, bo to są konsekwencje ich działań.”
Te same zdania, w identycznej kolejności i tonie, zostały wygłoszone w co najmniej kilku miejscach. Wrażenie? Raczej deklamacja niż wypowiedź. Brakuje tu naturalności, elastyczności czy próby dialogu. Nawet jeśli retorycznie skuteczne, trudno nie odnieść wrażenia, że Mentzen funkcjonuje w trybie zapamiętanych formuł, które są następnie bezrefleksyjnie powielane.
Co mówi taka forma?
Nie chodzi o to, by politycy nie mieli przygotowanego przekazu. Rzecz w tym, że forma ta – zbliżona do szkolnej deklamacji – sprawia, że wystąpienia przestają być reakcją na sytuację. Tracą kontakt z odbiorcą, zamieniają się w jednostronne komunikaty, których treść pozostaje niezmienna bez względu na okoliczności.
Taki sposób prowadzenia kampanii może być odbierany jako brak elastyczności i umiejętności improwizacji. Recytowanie tych samych wypowiedzi z pamięci – z tym samym rytmem i bez interakcji – rodzi pytania o kompetencje retoryczne lidera. Nie jest to też sposób, który buduje zaufanie – w końcu trudno uwierzyć w autentyczność przekazu, jeśli za każdym razem pada dokładnie ta sama kwestia, z tą samą pauzą i tym samym gestem.
źródło zdjęcia: https://x.com/KorolukM/status/1903543338147758403
Justyna Walewska