Spotkanie premiera z prezydentem, to nie jest żaden krok do przodu, ale kolejny element politycznej akrobatyki, aby utrzymać się na powierzchni. Tusk został brutalnie poniżony i teraz chciałby to przykryć spotkaniem z prezydentem Nawrockim.
To nie jest żaden „drugi wagon”, jak odsunięcie Donalda Tuska od rozmów liderów Europy z prezydentem Stanów Zjednoczonych komentują współpracownicy prezydenta Nawrockiego. To poważny sygnał, który będzie miał swoje konsekwencje. Na czele polskiego rządu stoi człowiek, którego kanclerz Friedrich Merz podczas podróży do Kijowa usadził w osobnym wagonie, a teraz został całkowicie wykluczony z rozmów przez najpotężniejszego człowieka na świecie.
Jak powiedział Frank Underwood, grany przez Kevina Spaceya w serialu House of Cards: „Polityka jest jak nieruchomości: najważniejsza jest lokalizacja”. To ona decyduje o wartości i o tym, jak postrzegają polityka inni. „Delokalizacja” Donalda Tuska ze spotkania liderów europejskich z Donaldem Trumpem, to upokorzenie polskiego premiera na kilku poziomach. Po pierwsze: upadła narracja, że „rząd rządzi, a prezydent tylko reprezentuje”. Miejsce Tuska zajął Karol Nawrocki, co odbyło się na wyraźne życzenie samego prezydenta USA. Po drugie: mówimy o byłym przewodniczącym Rady Europejskiej, którego niektórzy nazywali wręcz „prezydentem Europy”. Nie chodzi więc tylko o premiera jednego z 27 państw Unii, ale o byłego „najważniejszego” przedstawiciela tej organizacji. I wreszcie po trzecie: trudno o mocniejszy sygnał dla elektoratu Koalicji Obywatelskiej, że ten człowiek stał się przede wszystkim obciążeniem, nie wnosząc już żadnej wartości dodanej.
W tym kontekście spotkanie Donalda Tuska z prezydentem Karolem Nawrockim idealnie wpisuje się w potrzeby premiera. Nie bez znaczenia jest moment tj. tuż przed długim sierpniowym weekendem. Chodzi o zatarcie złego wrażenia po wizerunkowej porażce związanej z odsunięciem Tuska od rozmów z Amerykanami. Rządowi specjaliści od PR-u wiedzą, że to wydarzenie przykryje inne tematy i zdominuje świąteczne rozmowy Polaków przy grillu. Jednocześnie ma ono odwrócić uwagę od afery KPO, która już dotarła „pod strzechy” i grozi zdominowaniem weekendowych dyskusji.
Parafrazując Wergiliusza: prezydent Karol Nawrocki powinien strzec się Donalda Tuska, nawet jeśli ten niesie dar deklarowanej współpracy. Bo nie o współpracę tu przecież chodzi. Jeszcze dziś z prorządowych mediów, ustami usłużnych komentatorów i samego Tuska, popłynie narracja, że Nawrocki jest świeży i niedoświadczony, w domyśle: łatwo daje się rozgrywać, a polski premier ponad podziałami politycznymi staje w obronie interesów kraju, nie chcąc, by ktokolwiek „rozgrywał Polskę”. Tymczasem to właśnie Donald Tusk, jako premier w latach 2007–2014, rozgrywał śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz samą Polskę, dając zielone światło do współpracy z rosyjskimi służbami o proweniencji KGB. Efekty tego „rozgrywania” – rozdzielenie wizyt w Katyniu i katastrofa smoleńska, są znane. Rozgrywał też z Niemcami, najpierw jako premier, potem jako szef Rady Europejskiej, a dziś ponownie jako szef rządu.
Donald Tusk nie robi łaski, spotykając się z prezydentem Karolem Nawrockim. To dla niego „deska ratunkowa”. Przez lata, zachowując się jak polityczny chuligan, miał naprzeciw siebie inteligenta i intelektualistę Jarosława Kaczyńskiego, a z drugiej strony łagodnego, czasem naiwnego Andrzeja Dudę. W takich warunkach mógł bez większych konsekwencji przekraczać wszelkie granice. Teraz jednak wie, że ma przed sobą patriotę i człowieka z krwi i kości, który będzie grał ostro.
„Głaszcz chama, a cię kopnie. Kopnij chama, to cię pogłaszcze” – głosi stare przysłowie. Tusk dostał już mocnego kopa i wie, że będzie ich więcej. Próbuje więc „głaskać”, ale wierzyć w to nie warto. To ten sam człowiek, który chciał dokonać zamachu stanu i unieważnić wybór Prezydenta RP. Zrobi każde świństwo, jeśli uzna, że leży to w jego interesie, a zwłaszcza w interesie tych, którym akurat chce się przypodobać.
Talmudyczna rada dla Prezydenta RP głosi: „Jeśli sąsiad chce cię zabić, wstań wcześnie rano i zabij go pierwszy”. Tusk jeszcze chodzi, ale nie warto dawać mu szansy na kolejny ruch. Im szybciej przestanie być premierem, tym lepiej dla Polski. Dowodów na to w ostatnim czasie mieliśmy aż nadto.

