Jeszcze niedawno Sławomir Mentzen wydawał się być uosobieniem młodzieżowego buntu w wersji soft – wystarczyło parę celnych bon motów, kilka obietnic obniżki podatków, parę piw z wyborcami i marketingowo dopieszczony wizerunek luzaka z ambicjami. TikTok, Instagram, występy u popularnych influencerów – wszystko to budowało postać kogoś, kto „mówi, jak jest”, kto „nie boi się systemu”, kto trafia w emocje sfrustrowanych młodych mężczyzn. Jednak ten obraz zaczął się kruszyć, a momentem przełomowym okazał się być głośny wywiad dla Kanału Zero.
Przebudzenie po „nieprzyjemności”
W rozmowie z Krzysztofem Stanowskim Mentzen wypowiedział się m.in. na temat aborcji, uznając, że nie powinna być dopuszczalna nawet w przypadku gwałtu, który określił mianem „nieprzyjemności”. Słowo to – klinicznie chłodne, odklejone od rzeczywistości i ludzkiego cierpienia – trafiło do sieci jak burza i stało się momentem zwrotnym. Nie tylko liberalne media, ale i wielu dotychczasowych sympatyków zaczęło otwarcie krytykować polityka Konfederacji. Niezależnie od politycznych sympatii, taka wypowiedź nie mogła przejść bez echa.
Sondaże nie kłamią
Opublikowany przez Opinia24 sondaż dla RMF FM pokazuje skalę tąpnięcia: Mentzen w marcu 2025 cieszył się poparciem 46% młodych wyborców (18–29 lat), w kwietniu – już tylko 27%. Również w ogólnej puli wyborców poparcie dla niego spadło z prawie 19% do 14,7%. Najmocniej – wśród młodych mężczyzn. Wygląda na to, że chłopięcy zachwyt wobec narracji „wolnościowca z memów” powoli przemija.
Antyspołeczne recepty i społeczna rzeczywistość
Mentzen nie poprzestał na jednym kontrowersyjnym temacie. W tym samym wywiadzie snuł wizje świata, w którym edukacja wyższa i opieka zdrowotna są płatne. W „idealnym świecie”, jak go określił, nie byłoby publicznych uczelni ani darmowego leczenia. Pomijając kwestię ideologiczną – nawet pragmatycznie ten pomysł zderza się z rzeczywistością: z badań IBRiS dla Rzeczpospolitej wynika, że koncepcję płatnych studiów popiera zaledwie 1,6% respondentów. Utrzymywanie takiej pozycji może imponować nielicznym, ale z pewnością nie jest to sposób na budowanie masowego ruchu młodych entuzjastów.
Bańka pękła
Dotychczasowa strategia Konfederacji – unikać twardych tematów, grać na emocjach, nie dawać się rozpracować w konwencjonalnych mediach – długo działała. Jednak wyjście poza przyjazną bańkę TikToka i wejście na szersze forum ujawniło intelektualne i etyczne braki. Jeśli założyć, że milczenie to złoto, Mentzen bez wątpienia zbyt długo mówił. I mówił nie to, co chciałaby usłyszeć młodzież, dla której prawa człowieka, dostęp do edukacji czy wolność osobista są wartościami, a nie tylko „socjalem do zredukowania”.
Wciąż jednak nie wszystko stracone
Część dawnych sympatyków Mentzena może trwać przy nim – niekoniecznie ze względu na wartości, ale z powodu niechęci do „socjalnego państwa” i przekonania, że im się ono nie opłaca. Nadal istnieje młoda, liberalna gospodarczo grupa, której nie odstrasza konserwatyzm światopoglądowy, o ile zapewni im „święty spokój” od ingerencji państwa. Problem w tym, że nawet ci zaczynają zauważać sprzeczność: Mentzen mówi o wolności, ale marzy o państwie, które decyduje o najintymniejszych aspektach życia jednostki.
Słowa jak kamienie
Warto przypomnieć, że to nie „lewacy” pogrążyli Mentzena, ale on sam – i to słowem. Polityka oparta na emocjonalnej manipulacji, uproszczeniach i retoryce rodem z pubu nie wytrzymuje zderzenia z debatą publiczną, która, mimo wszystko, czasem bywa bardziej wymagająca niż żart z mema. Konfederacja może nadal być silna wśród pewnych grup społecznych, ale ich polityczni liderzy nie potrafią ukryć własnych zapędów do władzy nad ciałem i sumieniem innych. W czasach TikToka słowo może dotrzeć szybciej niż czyn – i niekiedy działa równie skutecznie.
Analiza Xaviera Wolińskiego (Wolne Lewo)
źródło zdjęcia: https://x.com/KorolukM/status/1910314758881923113/photo/1
Anna Miller