Jarosław Kaczyński nigdy nie należał do grona polityków skorych do entuzjazmu – przynajmniej we własnym mniemaniu. Podczas jednego z ostatnich wieców prezes Prawa i Sprawiedliwości został zapytany, czy dziś nadal oklaskiwałby Donalda Trumpa. Odpowiedział krótko: – Ja nigdy nie oklaskiwałem, nie miałem nawet okazji do tego, żeby oklaskiwać Donalda Trumpa.
MAGA w Polsce
Problem w tym, że oklaskiwał. I to nie tylko oklaskiwał – ale czynił to na stojąco, w polskim Sejmie, wspólnie z klubem PiS, który wybór Trumpa na prezydenta USA celebrował niemal jak zwycięstwo własnego kandydata. Były też czapeczki z hasłem „Make America Great Again”, były okrzyki, a nawet polityczne wezwania do dymisji polskiego rządu z powodu rzekomej „klęski” Tuska na tle triumfu amerykańskiego populisty.
W ostatnich wypowiedziach Kaczyński nie tylko zdystansował się od tamtego entuzjazmu, ale zaczął też tonować ton wobec postaci Trumpa. Choć nie padły słowa krytyki, wyraźnie widać, że PiS próbuje dziś unikać zbyt jednoznacznych skojarzeń z byłym prezydentem USA.
Nie znaczy to jednak, że Kaczyński odciął się od ideowego zaplecza Trumpa. W dalszej części wystąpienia podkreślił, że dostrzega w byłym prezydencie USA „powiew zdrowego rozsądku z Zachodu”. Jako przykład wskazał jedno z ulubionych haseł konserwatywnej prawicy: – Choćby o tym, że są dwie płcie – to w tej chwili coś bardzo ważnego. To jest po prostu świeże powietrze.
Z tej perspektywy wypowiedź prezesa PiS to nie tyle próba rezygnacji z trumpizmu, ile raczej jego estetyczne przeformatowanie – mniej widowiskowego entuzjazmu, więcej aluzji do wspólnego światopoglądu. Jednocześnie, deklaratywne „ja nigdy nie oklaskiwałem” może sygnalizować nową strategię partii: unikać bezpośredniego utożsamiania się z zagranicznymi przywódcami, by nie powielać tych samych zarzutów, które tak chętnie stawia się opozycji.
źródło zdjęcia: https://x.com/Darth_is_Vader/status/1905582852885934588
Anna Miller