Pułtusk od dwóch dekad uchodził za niekwestionowany bastion Prawa i Sprawiedliwości. Gdy w skali kraju zwyciężał Bronisław Komorowski, tu wyższy wynik osiągał Jarosław Kaczyński. Gdy Andrzej Duda odbierał gratulacje po zwycięstwie, właśnie w Pułtusku świętował jedne z najlepszych rezultatów. Ale dziś w mieście, gdzie „zawsze wygrywał kandydat PiS-u”, słychać coś zupełnie innego: szum podziałów, znużenie, ironiczne komentarze, a czasem po prostu rozczarowanie.
Kiedy emocje są większe niż programy
Spacer po Pułtusku przed pierwszą turą wyborów przypomina przechadzkę po otwartym forum. „PiS się lije”, „Aby nie PiS”, „To kto? Ty, złodziej PiS-owski?” – słowa padają szybko, bez zahamowań. Wypowiedzi mieszkańców balansują między nerwową lojalnością a gorzką krytyką: „Trochę PiS zapomniał o Pułtusku… coś tam przyspał”.
Uwagę zwraca fakt, że choć nazwisko Nawrockiego pojawia się często, nie towarzyszy mu obecność – ani fizyczna, ani symboliczna. Brakuje plakatów, nie było jeszcze wizyty kandydata. „Może przyjedzie, jak się cieplej zrobi”, rzuca ktoś z uśmiechem, który równie dobrze można odczytać jako nadzieję, co jako rezygnację.
Zderzenie światów
To, co słychać na pułtuskich ulicach, to nie tyle rozmowa, ile seria monologów. Mężczyzna w średnim wieku deklaruje wierność partii i Nawrockiemu. Kilka kroków dalej – kobieta w kontrze: „Na Trzaskowskiego. Oczywiście”. I dalej: „PiSu nienawidzę. Po prostu”.
Obecna kampania nie przypomina jednak dawnych lat. Zniknęły tłumy polityków, nie widać banerów ani wieców. „Kiedy wybierano burmistrza, było więcej plakatów” – pada refleksyjnie z jednej z rozmów.
Moherowy beret i poczucie utraty wpływu
Symboliczne znaczenie mają też drobne deklaracje tożsamościowe. „Jestem z moherowych beretów”, mówi jedna z kobiet, a jej rozmówca odpowiada natychmiast: „Ja też moherowy. Tylko beret zapomniałem”. Te słowa nie są jedynie żartem. Odsłaniają pewną sferę lojalności – do przekonań, do stylu życia, do świata, który długo był politycznie reprezentowany. Ale nawet tam pojawia się nuta zawodu.
Bo kiedy polityka zapomina o swoich najwierniejszych, nawet lojalność staje się niepewna.
Kto pierwszy stanie na rynku?
Wśród mieszkańców Pułtuska pytanie, kto przyjedzie pierwszy – Nawrocki czy Trzaskowski – wywołuje ożywienie. Jedni mówią: „Nawrocki”. Inni: „Trzaskowski”. Jeszcze inni proponują: „Może obaj naraz?”. To już nie tylko oczekiwanie na deklaracje – to oczekiwanie na zauważenie. Bo w mieście, które przez lata było miernikiem zwycięstwa, zapomnienie przez polityków ma swoją wagę.
Wybory w laboratorium nastrojów
Pułtusk może być dziś próbą generalną przed tym, co wydarzy się w Polsce. Jeśli tu głosy zaczynają się rozchodzić, jeśli tu lojalność kruszeje, to znak, że zmiana nie jest już tylko możliwa – jest rozważana. Nie jako rewolucja, ale jako reakcja na brak obecności, brak słuchania, brak gestów.
Wybory tu nie będą jedynie głosowaniem. Będą sprawdzianem pamięci. Kto o Pułtusku pamiętał – i kto o nim zapomniał.
źródło zdjęcia: youtube