Nie każda tragedia jest jeszcze zamachem terrorystycznym, a nie każda przemoc dowodem na „wszechobecny antysemityzm”. Jeśli jednak ofiarami są Żydzi, niektórzy zdają się wiedzieć to szybciej niż śledczy. Przykład? Strzelanina podczas obchodów Chanuki na plaży Bondi w Sydney. Zanim poznano motywy sprawców, zanim zakończono dochodzenie, prezydent Izraela już zakwalifikował wydarzenie jako akt terroru. Wyrok zapadł natychmiast. Narracja – gotowa.
To nie jest drobiazg i wpadka, albo polityczna nadgorliwość To mechanizm, który powtarza się dosyć często. Bo tragedie nie są dziś tylko tragediami – są paliwem w wojnie na symbole, emocje i hierarchię cierpień.
Selektywna empatia
Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla przemocy wobec ludzi modlących się, świętujących czy po prostu żyjących swoim życiem. Uczciwość intelektualna wymaga jednak spojrzenia na tą sprawę z szerszej perspektywy. Jeśli mówimy o prześladowaniach religijnych, to dane są bezlitosne i co znamienne, bardzo w mediach niemodne. Według najnowszego Światowego Indeksu Prześladowań Open Doors 380 milionów chrześcijan w 78 krajach świata doświadcza represji z powodu wiary. Mowa o zabójstwach, porwaniach, zamykaniu kościołów, przemocy fizycznej i psychicznej, a także systemowym wypychaniu chrześcijaństwa do podziemia. Skala jest globalna, dramat codzienny, a medialna cisza niemal powszechna.
Nie ma marszów solidarności. Nie ma nadzwyczajnych debat parlamentarnych. Nie ma świec zapalanych w zachodnich izbach ustawodawczych. Jest obojętność. Tymczasem każda tragedia z udziałem społeczności żydowskiej natychmiast urasta do rangi symbolu globalnego zagrożenia. Rzecz w tym, że rzadko kiedy jest w tym obecna troska o prawdę, częściej polityka emocji.
Chanuka: święto i symbol
W centrum australijskiej tragedii stanęła Chanuka. To święto bywa w przestrzeni publicznej przedstawiana jako radosne, niemal uniwersalne święto światła i tolerancji. To wersja uproszczona i bardzo wygodna, ale nieprawdziwa. Historycznie Chanuka upamiętnia bowiem powstanie Machabeuszy w II wieku przed Chrystusem: bunt nie tylko przeciwko Grekom, ale również przeciwko Żydom, którzy odchodzili od religijnej ortodoksji. Był to konflikt wewnętrzny, momentami brutalny, w istocie wojna domowa.
Z chrześcijańskiej perspektywy, a mamy do niej pełne prawo, nie jest to święto pluralizmu, lecz triumfu jednej religijnej wizji nad innymi. To nie zarzut, ale fakt historyczny. Problem zaczyna się wtedy, gdy z faktu religijnego robi się symbol państwowy, a tak bywało w Polsce.
Polska ma określoną tożsamość
Nikt rozsądny nie kwestionuje prawa Żydów do obchodzenia Chanuki. Tak samo jak nikt nie powinien przeszkadzać muzułmanom w Ramadanie czy chrześcijanom w Bożym Narodzeniu lub Wielkanocy. Ale czym innym jest wolność religijna, a czym innym instytucjonalne afirmowanie wybranych świąt w przestrzeni państwowej.
Dlatego decyzja, by w Pałacu Prezydenckim nie organizować obchodów Chanuki, jest decyzją właściwą. To nie akt niechęci ani wykluczenia, lecz powrót do elementarnej zasady: państwo polskie nie jest neutralną sceną dla wszystkich symboli świata, lecz wspólnotą o określonej tożsamości kulturowej i historycznej.
Tym bardziej dziwi entuzjazm, z jakim Chanuka ma być ponownie celebrowana w Sejmie RP. Marszałek Włodzimierz Czarzasty mówi o „samej tradycji” i „braku ideologii”. To fałszywa alternatywa. Tradycja zawsze coś mówi i zawsze coś przemilcza. Jeśli w polskim parlamencie eksponuje się święto mniejszości religijnej, a jednocześnie banalizuje chrześcijańskie dziedzictwo większości – co w ustach postkomunistów takich jak Włodzimierz Czarzasty jest standardem – to nie jest neutralność, ale wybór polityczny. Manifestacja.
Sedno problemu nie leży w Żydach ani w Chanuce. Leży w nadprodukcji symboli jednej wrażliwości i systemowym lekceważeniu innej. Kościół, chrześcijaństwo, duchowni … są dziś przedmiotem bezprecedensowych ataków, zarówno w sferze medialnej, jak i instytucjonalnej. Nie jest to zbieg okoliczności, lecz proces o wyraźnie politycznym oraz ideologicznym charakterze. Wystarczy przypomnieć, że szefem Kancelarii Sejmu został Marek Siwiec – polityk, który publicznie lżył i ośmieszał św. Jana Pawła II, postać fundamentalną nie tylko dla Kościoła, ale i dla nowoczesnej historii Polski. Poglądy tej formacji są znane od lat. Kościół ma być prywatny, niewidoczny i pozbawiony wpływu. Tradycja ma być tolerowana wyłącznie jako folklor, a wiara – o ile nie domaga się szacunku.
Żydzi wstydzą się Polski?
Owszem, Żydzi mają swoje ważne i niepodważalne miejsce w historii Polski. Nikt rozsądny temu nie zaprzecza. Problem polega jednak na tym, że część działań podejmowanych w ostatnich latach, także w sferze narracji historycznej, sprawia wrażenie nie dialogu, lecz presji. Presji na przyjęcie jednej, obowiązującej wersji pamięci. Trzeba się podporządkować hierarchii krzywd, którą kreują Żydzi i w której Polska ma nie być partnerem rozmowy, lecz wiecznym oskarżonym.
Państwo poważne nie powinno ulegać takim mechanizmom, a wspólnota narodowa nie może funkcjonować w warunkach trwałej asymetrii szacunku, gdzie jedne symbole są chronione z nadwrażliwością, a inne wystawiane na kpiny, profanację i administracyjne wypychanie z życia publicznego.
Robert Bagiński

