Lider AUR zapowiada skargę do Sądu Konstytucyjnego. Przegrany kandydat zarzuca wpływy zewnętrzne i „instytucjonalną kompromitację” rumuńskiej demokracji.
W Rumunii nie milkną echa drugiej tury wyborów prezydenckich, która odbyła się w minioną niedzielę. Choć oficjalnym zwycięzcą został proeuropejski burmistrz Bukaresztu, Nicusor Dan, zdobywając 53,6 proc. głosów, to George Simion, lider nacjonalistycznej partii AUR (Związek Jedności Rumunów), nie składa broni. W serii wystąpień medialnych zakwestionował on uczciwość głosowania, zapowiadając wniesienie skargi do Sądu Konstytucyjnego. Jego zdaniem Rumunia padła ofiarą międzynarodowej ingerencji politycznej i operacji informacyjnej.
Będziemy kwestionować wybory w Sądzie Konstytucyjnym z tych samych powodów, dla których unieważniono wybory w grudniu
– zapowiedział Simion, dodając, że „mamy niezbite dowody na ingerencję Francji, Mołdawii i innych podmiotów”.
Kontrowersje i napięcia po grudniowym precedensie
Rumuńska scena polityczna pozostaje pod wpływem precedensu z końca 2024 roku, kiedy to Sąd Konstytucyjny unieważnił pierwszą turę wyborów prezydenckich z 24 listopada. Powodem były zarzuty wobec Calina Georgescu – wówczas faworyta wyścigu – dotyczące nieprawidłowości w kampanii oraz domniemanych powiązań z zagranicznymi strukturami, nieoficjalnie wskazywano na wpływy rosyjskie.
To wydarzenie zaostrzyło nastroje i wyczuliło opinię publiczną na kwestie suwerenności, przejrzystości i wpływów zewnętrznych. Simion, wykorzystując ten kontekst, kreuje siebie na strażnika narodowej niezależności, choć nie przedstawia konkretnych dowodów na stawiane zarzuty.
Zarzuty wobec Francji i Mołdawii, brak konkretów
Simion twierdzi, że dysponuje informacjami o „zorganizowanej operacji” mającej na celu zmanipulowanie wyniku wyborów. Wśród oskarżanych wskazuje Francję, Mołdawię oraz nieokreślone podmioty międzynarodowe.
Mamy teraz niezbite dowody na ingerencję Francji, Mołdawii i innych podmiotów w ramach zorganizowanych działań mających na celu manipulowanie instytucjami, kierowanie narracją w mediach i ostatecznie narzucenie wyniku, który nie odzwierciedla suwerennej woli narodu rumuńskiego
– stwierdził lider AUR.
Simion dodał, że jego ugrupowanie bada przypadki rzekomego kupowania głosów w Mołdawii za kwotę rzędu 100 milionów euro oraz oddawania głosów przez tzw. „martwe dusze”. Żadna z tych tez nie została dotąd poparta twardym materiałem dowodowym.
Od Telegramu po Trybunał: próba międzynarodowej mobilizacji?
Lider AUR odwołał się również do wypowiedzi Pawła Durowa, założyciela komunikatora Telegram, który sugerował, że francuskie służby zwracały się do platformy o ograniczenie zasięgu konserwatywnych treści przed wyborami. Simion wezwał Durowa do złożenia zeznań i ujawnienia wszelkich informacji dotyczących możliwych działań cybernetycznych mających na celu zakłócenie procesu wyborczego.
Ani Francja, ani Mołdawia, ani nikt inny nie ma prawa ingerować w wybory w innym państwie
– napisał na platformie X Simion.
Choć zapowiedział złożenie skargi do Sądu Konstytucyjnego, przyznał jednocześnie, że nie spodziewa się decyzji o unieważnieniu głosowania. Zamiast tego wezwał obywateli do składania własnych skarg, sygnalizując próbę budowania szerszego obywatelskiego sprzeciwu wobec wyniku wyborów.
Polityczna przyszłość AUR i pytanie o stabilność
Pomimo przegranej, George Simion uzyskał 46,4 proc. głosów, co czyni go istotnym aktorem na rumuńskiej scenie politycznej. Retoryka oparta na hasłach suwerenności, sprzeciwu wobec elit i podejrzliwości wobec struktur międzynarodowych przynosi mu stałe poparcie, zwłaszcza w regionach mniej zurbanizowanych i słabiej rozwiniętych gospodarczo.
Kwestionowanie wyniku wyborów może jednak podważać zaufanie do instytucji państwa. W Rumunii, która od lat próbuje równoważyć interesy między Unią Europejską, NATO a napięciami wewnętrznymi, podobne narracje mogą mieć długofalowe skutki – zarówno polityczne, jak i społeczne.

