W Rumunii zakończyła się pierwsza tura powtórzonych wyborów prezydenckich, która dostarczyła krajowi wielu emocji i otworzyła drogę do politycznego starcia o przyszłość państwa. Najwięcej głosów — 40,9% — zdobył George Simion, lider skrajnie prawicowej partii AUR (Sojusz na rzecz Zjednoczenia Rumunów). Nie wystarczyło to jednak, by wygrać wybory już teraz. Simion zmierzy się w drugiej turze z centrowym burmistrzem Bukaresztu, Nicușorem Danem, który uzyskał 20,9% poparcia.
Wybory pod znakiem kontrowersji
Powtórka wyborów była konieczna po decyzji rumuńskiego Trybunału Konstytucyjnego, który unieważnił wcześniejsze głosowanie z listopada 2024 roku. Sąd uznał, że doszło do nielegalnej ingerencji zewnętrznej, a konkretnie do rosyjskiego wpływu na kampanię jednego z kandydatów — Călina Georgescu. Choć został on wykluczony z ponownego udziału w wyborach, poparł George’a Simiona, co prawdopodobnie przyczyniło się do jego dobrego wyniku.
Napięcia społeczne i reakcje zagraniczne
Wyniki wyborów wywołały poruszenie w społeczeństwie. W stolicy kraju, Bukareszcie, odbyły się protesty, w których uczestnicy domagali się rzetelnej drugiej tury. Wiele osób obawia się radykalizacji polityki państwa, zwłaszcza w kontekście antyeuropejskich i nacjonalistycznych haseł, z jakimi kojarzona jest partia AUR.
Zaniepokojenie wyraziły również instytucje międzynarodowe, takie jak Unia Europejska i NATO. Obserwatorzy podkreślają, że wybory w Rumunii mogą mieć wpływ nie tylko na stabilność regionu, ale i na relacje całej Europy Środkowo-Wschodniej ze światem zachodnim.
Druga tura wyborów odbędzie się 18 maja. To właśnie wtedy Rumuni zdecydują, w jakim kierunku pójdzie ich kraj: czy wybiorą drogę umiarkowaną i proeuropejską, reprezentowaną przez Dan’a, czy zdecydują się na zwrot w stronę nacjonalizmu i bardziej izolacjonistycznej polityki pod wodzą Simiona.

